“Ród smoka” i (zbyt) krótka wizyta na Północy
Drugi sezon “Rodu smoka” otwiera scena w Winterell, która dla fanów “Gry o tron” była swoistym “powrotem do domu”. Poznaliśmy wówczas Cregana Starka i wraz z Jace’em stanęliśmy na Murze. I… to by było na tyle. Choć w książce syn królowej Rhaenyry spędził na Północy sporo czasu, zaprzyjaźnił się z lordem Winterfell; z którym zawarł słynny Pakt Lodu i Ognia; i odwiedził nawet Dolinę Arrynów, w serialu jego misję dyplomatyczną sprowadzono do kilku krótkich ujęć i jednej wymiany zdań.
Miłośnicy książki nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw i po emisji odcinka pojawiło się wiele słów krytyki pod adresem scenarzysty i showrunnera, Ryana Condala. Zarzuca mu się marginalizowanie istotnego wątku, sprowadzenie postaci Cregana (tak uwielbianej przez czytelników) do zaledwie cameo i powielanie błędów Dedeków (tj. twórców “Gry o tron”) z magiczną teleportacją Jacaerysa, który z Północy na Smoczą Skałę doleciał w zaledwie kilka godzin. Zatem, czemu tak krótko zabawiliśmy na Północy? W rozmowie z Entertainment Weekly Condal tłumaczy:
Już w trakcie kręcenia pierwszego sezonu w mojej głowie pojawiła się myśl, że to będzie scena otwierająca drugi sezon. Ale jak fajna by ona nie była, nie wnosi do fabuły zbyt wiele, poza tym, że Cregan zgadza się wysłać żołnierzy na Południe. Już opowiedział się za Rhaenyrą. Wiemy, że Starkowie zawsze wywiązują się z przysiąg, niezależnie od tego, kto je złożył.
Showrunner określił całą sekwencję mianem “fan service’u”, który miał na celu na nowo wprowadzić widzów w świat przedstawiony i ewidentnie nie rozumie wagi, jaką fani przywiązują do wątku Północy. Swoje trzy grosze dorzuciła też współautorka scenariuszy “Rodu smoka”, Sara Hess, i również się nie popisała.
Jace bardzo szybko otrzymuje wieści o śmierci Luke’a. Nie czuliśmy, by odpowiednim posunięciem było zakończenie pierwszego sezonu śmiercią Lucersa, a następnie długie przesiadywanie w Winterfell, gdy wszyscy chcą wiedzieć, co się dzieje u Rhaenyry. – wyjaśniła.
Szkoda, że nikt w porę nie wyjaśnił scenarzystom, że narracja może toczyć się wielotorowo i Jace nie musi przebywać na Smoczej Skale, byśmy my jako widzowie wiedzieli, co porabia i czuje jego matka. To zupełnie tak, jakby “Gra o tron” wcale nie opierała się na wielu wątkach, które śledziliśmy naprzemiennie.
SPRAWDŹ TEŻ: Gwiazda “Rodu smoka” krytycznie o serialu: “to dziwna dynamika”
“Ród smoka” i awantura o Blood & Cheese
Teraz przejdźmy do wątku królowej Helaeny. Blood & Cheese to bez dwóch zdań najbardziej kontrowersyjny element pierwszego odcinka i jedna z najszerzej komentowanych – i krytykowanych – zmian względem pierwowzoru.
Blood & Cheese to jeden z najbardziej szokujących i, że posłużę się nowomową, triggerujących elementów uniwersum “Pieśni Lodu i Ognia”, a w serialu niemal całkowicie traci swą siłę i wydźwięk. […] nie jest to “najbrutalniejsza scena od czasu Krwawych Godów”, jak szumnie zapowiadali zagraniczni krytycy. I nie chodzi tu o brak epatowania okrucieństwem, który akurat pochwalam, a ogólne rozpisanie całej sekwencji, która wypada… nijako, nieprzekonująco i wręcz niedorzecznie. A już zwłaszcza, gdy zestawimy ją z pierwowzorem. – pisaliśmy w naszej recenzji.
Co poszło nie tak? Otóż wiele kwestii. Pierwszym problemem są wypowiedzi twórców (znów Condal i Sara Hess), którzy naobiecywali fanom książki, że poczują się usatysfakcjonowani i zapewniali, że czeka nas terror pokroju słynnych Krwawych Godów. Tymczasem całą sekwencję złagodzono i drastycznie zmieniono. W dużym skrócie – w “Ogniu i krwi” Helaena i Aegon mieli troje dzieci, nie dwoje. Poza bliźniętami, Jaehaerysem i Jaehaerą, był jeszcze 2-letni synek Maelor. Dwaj zamachowcy bez trudu zakradli się do zamku, wykorzystując ukryte tunele, i kazali królowej dokonać niemożliwego wyboru – wskazać, którego z synów mają zamordować. Ta w zamian zaoferowała własne życie, nie żaden naszyjnik, ale spotkała się z odmową i groźbą gwałtu na córce. Gdy wreszcie wskazała Maelora, trupem padł drugi z chłopców, Jaehaerys. Skąd zatem ta zmiana? I gdzie na Siedem Piekieł podział się Maelor? Otóż okazuje się, że w “Rodzie smoka” chłopiec… nie istnieje.
W tej linii czasowej Maelor jeszcze się nie urodził, bo trzydzieści lat fabuły upchnęliśmy w dwudziestu. – skwitował Ryan Condal w rozmowie z EW.
Kolejną przeszkodą w wiernym zaadaptowaniu Blood & Cheese miała być problematyka pracy z dziećmi, gdyż są rzeczy, na które nie powinno się ich narażać na planie filmowym. (Nie żeby sam motyw wyboru Helaeny można było zwyczajnie nakręcić bez ich bezpośredniego udziału). Co więcej, Ryan Condal wątpi, by dziecięcy aktorzy zdołali wiarygodnie zagrać w takiej scenie.
Gdybyś spróbował wiernie oddać tę historię, stanąłbyś przed wyzwaniem wydobycia takiego występu z dziecka. Często wydaje się to możliwe, ale używa się wtedy sprytnych cięć i wstawek.
To zupełnie tak, jakby dziecięcy aktorzy nigdy nie grywali, a już zwłaszcza przekonująco, w dramatycznych scenach. Ktoś pamięta “Wybór Zofii”? Taki film z Meryl Streep, który bez wątpienia posłużył George’owi R. R. Martinowi za inspirację przy Blood & Cheese? Ryan Condal może i pamięta, ale przy kręceniu “Rodu smoka” wolał postawić na twórczość braci Coen.
Chcieliśmy stworzyć emocjonującą sekwencję, która oddaje rytm książki, ale jednocześnie pasuje do rzeczywistości odpowiadającej naszym widzom telewizyjnym, z których wielu książki nie czytało. Chcieliśmy, żeby wyglądało to trochę jak sekwencja mrocznego napadu braci Coen, która na końcu przyjmuje straszliwy obrót. – wyjaśnił showrunner.
Ten zabieg narracyjny, polegający na nieudolności zamachowców, skomentował też aktor wcielający się w rolę Juchy (ang. Blood), Sam C. Wilson.
Tu zawsze chodziło o utratę kontroli, a następnie znalezienie się w sytuacji, w której nie mamy innego wyboru, jak tylko zrobić to, co postanowiliśmy, bo nie ma drogi ucieczki. W serialu kończy się to zbrodnią niekompetencji i myślę, że tym właśnie różni się od książki. Skończyło się na dwóch całkowicie niekompetentnych zabójcach.
Cóż, w serialu niekompetentnym okazuje się być też książę Daemon Targaryen, który zawitał przecież do Królewskiej Przystani osobiście. I choć jest człowiekiem w pełni świadomym umiejętności Aemonda, zna ukryte tunele Czerwonej Twierdzy (co wiemy z pierwszego sezonu), jest jednym z najlepszych wojowników w Westeros i ma na usługach cały zastęp Złotych Płaszczy, postanowił zlecić zamach… dwóm osobnikom o wątpliwych kwalifikacjach. A wystarczyło trzymać się książki, gdzie Daemon wysyła kruka z Harrenhal, i głupot fabularnych by nie było. W tym miejscu aż muszę zacytować niedawne słowa samego George’a R. R. Martina:
Bez względu na to, jak wielki jest to pisarz, bez względu na to, jak świetna jest to książka, zawsze znajdzie się ktoś, kto uważa, że może zrobić to lepiej. Ktoś chętny do wzięcia tej historii i “ulepszenia” jej. “Książka to książka, a film to film” – powiedzą Ci, jakby mówili coś wielce głębokiego. A potem przerabiają tę historię na coś swojego, ale nigdy nie robią tego lepiej. W 999 przypadkach na 1000 tworzą coś gorszego.
SPRAWDŹ TEŻ: “Ród smoka”: najbardziej znaczące odstępstwa od książki, które zmieniły wydźwięk opowieści o Tańcu Smoków