“Reżim” przenosi nas do państewka gdzieś w Europie środkowo-wschodniej, gdzie twardą ręką rządzi niejaka Elena Vernham (Kate Winslet) – hipochondryczna i całkowicie odklejona od rzeczywistości pani kanclerz, która luksusowy hotel przerobiła na swą siedzibę, a z doradców uczyniła służących. Gdy w jej życiu pojawia się jeszcze mniej zdrów na umyśle kapral Herbert Zubak (Matthias Schoenaerts), ich absurdalna relacja okazuje się tak brzemienna w skutkach, że państwo chyli się ku upadkowi.
Nowy serial Willa Tracy’ego, który pracował wcześniej przy fenomenalnej “Sukcesji”, wydawał się być absolutnym pewniakiem i produkcją wręcz skazaną na sukces. Niestety już na etapie konstruowania fabuły coś poszło tu grubo nie tak, a później było już tylko gorzej.
“Reżim” – recenzja nowego serialu HBO
O ile “Sukcesja” była niezwykle trafną i bolesną satyrą na koncerny medialne i amerykańskich burżujów, gdzie dramat doskonale mieszał się ze zjadliwą komedią, o tyle “Reżim” jest pokracznym tworem, który z założenia miał być mroczną komedią, a nie jest ani mroczny, ani zabawny. Dramatu też w nim za grosz. Pierwszym problemem jest tu samo podejście do tematu – twórcy chcą nam bowiem nakreślić realia władzy w europejskich państwach pokroju Polski, Węgier czy Rosji (w krzywym zwierciadle rzecz jasna), wyłożyli się jednak na etapie researchu, bo wygląda na to, że pojęcie o sytuacji geopolitycznej tej części Europy mają mniej więcej takie, co przeciętny stereotypowy Amerykanin z memów, który Polskę kojarzy z wódką i pierogami, Węgier nie potrafi wskazać na mapie, a o Rosji wie tyle, że rządził tam kiedyś Stalin.
Z takim startem “Reżim” był niestety skazany na bycie satyrą tak trafną, co strzelanie ślepakami w narkotycznym szale, gdy nie dostrzegamy choćby zarysu celu. Sam serial, swoją formułą, przypomina zresztą ostry odlot po kwasie i to taki, którego nigdy więcej nie chcielibyśmy doświadczyć. Sytuacji nie ratuje też scenariusz, gdyż narracja jest chaotyczna, dialogi toporne, a sztuczny akcent, z którym mówią bohaterowie – drażniący.
“Reżim” – czy warto obejrzeć serial?
“Reżim” posiada wprawdzie pewne zalety, jak choćby wspaniała Kate Winslet, która dwoi się i troi, by ratować tę farsę, ale niestety w takim starciu z góry skazana jest na porażkę. Scenografie i kostiumy wprost zachwycają i gołym okiem widać tu olbrzymi budżet, ale co nam po ładnych obrazkach, gdy z każdą kolejną sceną zadajemy sobie pytanie co my w ogóle oglądamy? I po co?
Gdybym miała określić “Reżim” jednym epitetem, postawiłabym na “dziwaczny” tudzież “kuriozalny”. Absurd całego tego przedsięwzięcia, jego koncertowo przestrzelony pastisz i fakt, że nie ma nam absolutnie nic do powiedzenia (a już na pewno nic ciekawego) przekładają się na jeden z największych serialowych zawodów ostatnich lat. A szkoda, bo mogło być tak pięknie.
Jeśli zatem planujecie poświęcić “Reżimowi” sześć godzin swojego życia, to droga wolna, ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Ocena: 3/10 (i to wyłącznie z mojej miłości do Kate Winslet).
SPRAWDŹ TEŻ: HBO Max – nowości na marzec. Wśród premier “Reżim” z Kate Winslet i kolekcja filmów Christophera Nolana