Robbie Williams na premierze filmu Better Man

i

Autor: Rex Features/East News

filmy

Recenzja filmu "Better Man". To 100% Robbiego Williamsa w Robbiem Williamsie

2024-12-09 14:55

Wychodząc z przedpremierowego pokazu filmu "Better Man: Niesamowity Robbie Williams", zastanawiałem się, jakich słów użyć do jego opisania. To bez wątpienia produkcja inna niż wszystkie, które mieliśmy okazję oglądać do tej pory, jeśli chodzi o filmowe biografie artystów. Porywająca, nieszablonowa, poruszająca, ale i zabawna. Czy byłem zaskoczony, opuszczając salę kinową? Nie, bo właśnie taki w moich oczach jest jej bohater. Kto inny mógłby pozwolić sobie na to, by zakończyć swój biopic słowami "pie*dolcie się"? Tylko on - legendarny RW! I choć "Better Man" to historia muzycznej supergwiazdy, każdy z nas odnajdzie w niej siebie.

Chociaż patrząc na sukcesy kasowe (a właściwie to ich brak) produkcji poświęconych Whitney Houston, Amy Winehouse czy Bobowi Marleyowi, można by pomyśleć, że trend na filmowe biografie muzyków dobiegł końca. Mimo tego Michael Gracey, który w 2017 roku podbił świat musicalem "The Greatest Showman", podjął się wyreżyserowania kinowej opowieści o największym showmanie i królu rozrywki, jakiego widziała brytyjska scena pop, czyli o Robbiem Williamsie. I chwała mu za to, bo "Better Man: Niesamowity Robbie Williams" to jeden z najlepszych tytułów w swoim gatunku!

Czy da się stworzyć innowacyjny film o artyście, który w ostatnich latach zaczął podsumowywać swój dorobek, wypuszczając czteroodcinkowy serial na Netflixie, wydając kompilację największych hitów czy wyruszając w trasę koncertową z serii "the best of"? Jak najbardziej! "Better Man: Niesamowity Robbie Williams" jest tego najlepszym dowodem. To porywająca od pierwszych sekund historia nie tylko o blaskach i cieniach popularności. Mamy tu raczej do czynienia z poruszającym obrazem o walce z wewnętrznymi demonami, poszukiwaniu siebie, nieradzeniu sobie z problemami i desperackim szukaniu pomocy u nieodpowiednich ludzi. 

Michael Gracey stanął na wysokości zadania, umiejętnie wykorzystując bogaty dorobek Williamsa. Wplecenie utworów w różne etapy jego życia i kariery, nie w kolejności chronologicznej, dało piorunujący efekt. Trudno nie uronić łzy, widząc małego Roberta, biegnącego za opuszczającym go ojcem, śpiewającego "Feel", czy nie potupać nogą w rytm "Rock DJ", kiedy członkowie Take That po raz pierwszy kosztują międzynarodowej sławy. To rewia na najwyższym, światowym poziomie, godna takiego showmana, jakim jest Robbie, pełniący tu funkcję - co również jest wielkim zaskoczeniem - narratora. 

Bez wątpienia największym zaskoczeniem, budzącym nawet spore kontrowersje, jest fakt, że zamiast aktora przypominającego Robbiego Williamsa, w roli głównej widzimy... małpę. Michael Gracey wyjaśnił, że chciał przedstawić wokalistę w taki sposób, w jaki on widzi sam siebie. Być może ten sprytny zabieg miał też sprawić, że każdy z nas, mimo że nie jest na co dzień uwielbianą przez ludzi na całym świecie gwiazdą pop, odnajdzie w tej historii cząstkę własnego ja?

Doda po koncercie Beyonce: "Jest mi KUR**SKO przykro!"

Robbie Williams - recenzja filmu "Better Man"

Dzięki temu, że mowa tu o tak uniwersalnych problemach, "Better Man: Niesamowity Robbie Williams" bez wątpienia nie jest filmem tylko dla fanów Robbiego Williamsa. W przeciwieństwie do wielu dostępnych na rynku wizualnych biografii muzyków, to nie laurka wystawiona sukcesom głównego bohatera. Wielbiciele piosenkarza będą jednak mieli o tyle więcej radości niż pozostali widzowie, bowiem od razu rozpoznają nawiązania do konkretnych sytuacji z przeszłości: wywiadów, teledysków czy sesji zdjęciowych. Zadbano bowiem o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Ci, którzy znają Robbiego tylko z radiowych hitów, niech zostaną na napisach końcowych. Po pierwsze - to okazja, by usłyszeć "Forbidden Road", czyli najnowszą piosenkę wokalisty, a po drugie - zobaczyć, jak przedstawione w filmie sytuacje wyglądały naprawdę.

Czy brakowało mi jakichś wątków? Przyznam szczerze, że właściwie tylko jednego. Jako fan Robbiego byłem zaskoczony całkowitym pominięciem roli, jaką w jego życiu odegrała Geri Halliwell. Artysta opowiada o niej właściwie podczas każdego ze swoich koncertów i dedykuje jej utwór "Eternity". To właśnie "Ginger Spice" podała mu dłoń, kiedy był na dnie i pomogła wyjść z nałogu. Sporo miejsca poświęcono z kolei związkowi artysty z Nicole Appleton, która za namową swojego managera, będąc wówczas członkinią All Saints, zrobiła aborcję, co do dziś zdaje się nie dawać Robbiemu spokoju, tak jak Britney przerwanie ciąży z Justinem Timberlakiem.

Mam nadzieję, że doskonałe recenzje "Better Man: Niesamowity Robbie Williams" przełożą się na zainteresowanie tym filmem w Polsce. Robbie Williams zasługuje na to, by niektórzy przypomnieli sobie, a inni dowiedzieli, jak znaczącą dla popkultury jest on postacią. Obawiam się jednak, że przez to, iż w jego przypadku mamy do czynienia raczej z "happy endem", a nie tragicznymi skutkami, jak w przypadku Amy Winehouse, Freddie Mercury, Elvis Presley, Whitney Houston, Michael Jackson czy nawet Britney Spears, na film o której również czekamy, może nie przyciągnąć on swoim nazwiskiem do polskich kin tłumów. Obym się mylił. "Better Man" to naprawdę doskonały, zrealizowany z rozmachem, wbijający w fotel i dający do myślenia film nie tylko o gwieździe pop, ale po prostu o życiu.

Szkuta mówi
Konie, bydło i pingwiny. Zaproszenie do Yellowstone i do polskiego hitu o macierzyństwie dzieci atypowych. SZKUTA MÓWI