Piotr Adamczyk należy do tych aktorów, którzy na sukces musieli trochę poczekać. Choć filmowy debiut zaliczył już w wieku 19 lat, to sławę i uznanie zyskał niemal dwie dekady później, w filmie "Chopin. Pragnienie miłości", gdzie zagrał w tytułową rolę u boku Danuty Stenki. Kolejnym przełomem w jego karierze była polsko – włoska produkcja "Karol – człowiek, który został papieżem". Zarówno w tym filmie, jak i w jego kontynuacji Adamczyk wcielił się w postać Jana Pawła II. Ta kreacja była dla niego zarazem triumfem, jak i przekleństwem.
Mimo wielu kolejnych barwnych i zróżnicowanych ról, Adamczyk długo walczył z łatką papieża. Chyba dopiero postać Szczepana Lisieckiego w słynnej świątecznej serii „Listy do M.” pozwoliła mu zerwać z wizerunkiem duchownego i pokazać się publiczności z zupełnie innej, humorystycznej i nieco absurdalnej strony. Widzowie pokochali i docenili go za wiele innych ról, a wszystko wskazuje na to, że do licznych, bardzo udanych kreacji dołączy rola burmistrza w najnowszej komedii "Wujek Foliarz"
Jak Jan Paweł II z Jerzym Popiełuszką
Główną rolę w tej produkcji gra nieoceniony mistrz komedii, Adam Woronowicz, z którym Adamczyk zna się od lat.
– Adasia znam ze szkoły teatralnej. „Pożyczyliśmy” go ze starszego roku, bo u nas brakowało facetów do męskich ról. Adam dołączył wtedy do obsady sztuki „Gwałtu, co się dzieje!” Aleksandra Fredry w reżyserii Anny Seniuk. Bardzo się wtedy zaprzyjaźniliśmy – wspomniał aktor.
Ścieżki zawodowe obu panów potoczyły się bardzo podobnie. Obaj brylowali w znanych produkcjach komediowych i popularnych serialach. Co ciekawe, każdy z nich na na koncie „poważną” rolę duchowego autorytetu. Adamczykowi przypadła wspomniana już postać papieża, za to Woronowicz wcielił się w rolę księdza Jerzego Popiełuszki.
– Długo byliśmy z tymi rolami kojarzeni. A ja wiedziałem, że u niego drzemie szaleństwo komediowe. Bardzo się cieszę, że byłem świadkiem tego odkrycia.
Zdolny, ale leniwy
Piotr Adamczyk w rozmowie z Marcinem Mellerem często powracał do czasów swojego dzieciństwa. Wyznał, że naukę i funkcjonowanie bardzo utrudniało mu wówczas jeszcze niezdiagnozowane ADHD. O tym, że cierpi na tę przypadłość, aktor dowiedział się dopiero niedawno.
– Zdarza mi się, że odkładam sprawy na później, a kiedy już pojawiają się wyrzuty sumienia, że coś zawaliłem, mobilizuję się do ogromnego skupienia i mogę w pięć minut załatwić coś, czego nie potrafiłem załatwić przez ostatnie tygodnie – wyznał z rozbrajającą szczerością. – Zastanawiam się tylko, czy to dobrze, że o tym wiem, bo teraz usprawiedliwiam przed sobą swoje zachowanie tym, że mam na to papiery. Lżej mi z tym żyć, ale z drugiej strony, kiedy o tym nie wiedziałem, wyrzuty sumienia bardziej mnie mobilizowały.
Adamczyk studiował na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, na tym samym roku, co m.in. Michał Żebrowski. Dyplom obronił w 1995 roku. Meller zapytał swojego rozmówcę, jak z perspektywy czasu ocenia wkład edukacji w zawodową przyszłość aktora.
– Uważam, że szkoła bardzo mi się przydała. Już jako dziecko liznąłem aktorskiego fachu na zajęciach u państwa Machulskich. To był moment, który mnie zachwycił. Prowadzili teatr i dawali dzieciakom szansę „powąchania” teatralnego kurzu. tedy zrozumiałem, że to moje miejsce.
Do słynnego Ogniska Machulskich przy Teatrze Ochoty Adamczyk dołączył w wieku 14 lat. Aktor bardzo sentymentalnie wspomina ten czas.
– Kochałem się wtedy w dziewczynie, z którą miałem stanąć w snopie światła i odegrać symbolicznie romans pomiędzy doktorem Żywago i jego ukochaną. Ćwiczenie polegało na dotykaniu jej rąk. Miałem wtedy świadomość, że to mi się niezwykle podoba. Robię to na polecenie reżysera, a jeszcze za jakiś czas zacznę dostawać za to pieniądze – przyznał ze śmiechem.
"Poczucie humoru było moją tarczą"
Jednak początki w aktorskim świecie nie zawsze były łatwe.
– Razem z kolegami założyliśmy klub pantomimy "Park". Czasem mieliśmy występy podczas dyskotek, o drugiej w nocy. Ze sceny leciały na nas butelki. To była wyjątkowa lekcja. Teatr spotkał się tam z agresywnym tłumem, który chce się napić i bawić, a nie oglądać facetów z wymalowanymi twarzami. Trzeba było mieć ogromną siłę, żeby to grać.
Adamczyk dobrze zapamiętał drogę powrotną do domu z jednego takiego występu.
– Wracałem kiedyś nocnym na Jelonki i okazało się, że nie zmyłem makijażu po występie. Moja fizjonomia blondynka z wymalowaną twarzą wywołała dużą agresję wśród innych pasażerów. Jakoś z tego wybrnąłem poczuciem humoru. To zawsze była moja tarcza, którą rozbijałem napięcie.
Artysta przyznaje, że właśnie dzięki niewinnym żartom narodziła się jego miłość do aktorstwa.
– W szkole bardzo lubiłem rozśmieszać dziewczyny. Pewnego dnia, kiedy wygłupiałem się przed ławką pełną koleżanek, pewien polonista boleśnie złapał mnie za baczek, odciągnął na bok i powiedział: "Wystawiamy "Zemstę" Fredry, a ty będziesz grał Papkina". Zgodziłem się, głównie pod wpływem bólu – wspomniał ze śmiechem Adamczyk.
Komiczne sytuacje towarzyszą aktorowi także w codziennych, prozaicznych sytuacjach. Przykład? Często bywa mylony z innymi kolegami po fachu.
– Na lotnisku we Wrocławiu pokazywałem panu swój dowód osobisty, a ten uparcie nazywał mnie Borysem. W końcu powiedział: "Panie Borysie, pan to jest jajcarz, że pan sobie nawet dowód na kogoś wyrobił!”. Najwyraźniej jesteśmy do siebie podobni. Do osób, z którymi ludzie mnie mylą, należy także Maciek Shtur i Andrzej Chyra.
Zaciekawiliśmy was? A to zaledwie część tematów, jakie Marcin Meller poruszył z Piotrem Adamczykiem podczas długiej, bardzo interesującej rozmowy. Jak zwykle, obejrzycie ją w serwisie YouTube na kanale Eski Rock oraz na stronie internetowej eskarock.pl. Odcinka można też posłuchać jako podcastu w serwisach streamingowych.