Wzgórze psów: recenzja. Czy warto obejrzeć serial Netflixa?

i

Autor: Robert Pałka/ Netflix "Wzgórze psów": recenzja. Czy warto obejrzeć serial Netflixa?

"Wzgórze psów"

Netflix z pierwszym tegorocznym rozczarowaniem. Na ten serial czekaliśmy najbardziej

2025-01-08 19:42

"Wzgórze psów" widniało u samego szczytu listy najbardziej wyczekiwanych przez nas premier stycznia. Proza Jakuba Żulczyka dotąd wyśmienicie radziła sobie na ekranie, zatem nikt nie bronił nam zakładać, że i tym razem serial "dowiezie". Cóż… nie dowiózł.

2025 zapowiada się dla polskiego poletka serialowego nader obiecująco. Tylko w styczniu debiutują aż trzy ciekawe tytuły: "Czarne stokrotki", "Wzgórze psów" i "Przesmyk", i o ile pierwszy z nich rzeczywiście stanął na wysokości zadania (recenzje są więcej niż zadowalające), drugi mocno ostudził nasz entuzjazm.

Człowiek z Zyborka wyjdzie…

Rzecz dzieje się w Zyborku, niewielkiej miejscowości na Mazurach, gdzie czas zatrzymał się gdzieś w okolicach lat 80., wszyscy znają wszystkich i wszyscy skrywają jakieś paskudne sekrety. Ponury klimat zapomnianego przez Boga i przeżartego spirytusem miasteczka wyszedł twórcom (reżyserują Jacek Borcuch i Piotr Domalewski, na podstawie scenariusza tego drugiego i Jakuba Żulczyka) pierwszorzędnie. Gorzej już z głównym bohaterem, pisarzem Mikołajem, który, w myśl maksymy "człowiek z Zyborka wyjdzie, Zybork z człowieka nigdy", właśnie stał się sławny za sprawą książki o – a jakże – Zyborku i morderstwie poprzedzonym gwałtem sprzed 20 lat. Tak się składa, że ofiarą była jego dziewczyna, rzekomym sprawcą jej brat, a Mikołaj wie o całej sprawie znacznie mniej, niż mu się wydaje. Analogicznie do tego, ile z siebie daje kreujący go Mateusz Kościukiewicz.

Największą, choć niestety nie jedyną, bolączką "Wzgórza psów" jest obsada. Lwia część aktorów i aktorek, ze wspomnianym odtwórcą głównej roli na czele, zamiast grać z choćby namiastką przekonania, recytuje swoje kwestie z bardziej lub mniej kuriozalnym efektem. Jakby sami nie wierzyli w swoich bohaterów i opowieść, w którą są zamieszani, a my w efekcie nie potrafimy traktować jej poważnie. Jaśmina Polak (serialowa Justyna, żona Mikołaka) stara się jak może, ale ona i jak zawsze znakomity Robert Więckiewicz (ojciec Mikołaja i lokalny antybohater) sami tej karawany nie pociągną.

Drugą z bolączek jest senność narracji, bo o ile na tempo narzekać nie można, gdyż fabuła skrupulatnie posuwa się do przodu, przez większość czasu niewiele nas to obchodzi. Gdzieś pomiędzy spisywaniem scenariusza, a przenoszeniem go na ekran, coś nie zagrało i siadło napięcie, które winno trzymać tę opowieść w ryzach. Bo co nam po tym, że każdy kolejny odcinek okraszony zostanie odpowiednio niepokojącym wstępem, a intryga jawić się będzie jako arcyciekawa (przynajmniej ta dotycząca tragicznego zgonu Darii), skoro nieustannie towarzyszy nam poczucie, że ta historia ciągnie się jak flaki z olejem? Taki efekt dziwi tym bardziej, że mamy tu do czynienia z przeszło 800-stronicową kobyłą skondensowaną do zaledwie 5 godzinnych odcinków – od napięcia winniśmy wychodzić z siebie, tymczasem ja wielokrotnie walczyłam ze sobą, by nie zasnąć. Ponadto ktoś w porę powinien był uświadomić twórcom, że wciskając, gdzie tylko się da, te nachalne motywy muzyczne, wcale nie sprawią, że "Wzgórze psów" magicznie stanie się polskim "Twin Peaks".

"Wzgórze psów": recenzja. Czy warto obejrzeć serial Netflixa?

"Wzgórze psów" mogło powtórzyć sukces "Ślepnąc od świateł" i kapitalnej "Informacji zwrotnej", ale nie powtórzyło. Nie oznacza to jednak, że jest serialem niewartym waszego czasu. Oprócz wyżej wymienionych wad posiada również szereg zalet: wzbudzających skrajne emocje bohaterów; od charyzmatycznego Tomka w wykonaniu Roberta Więckiewicza, po Mikołaja, którego ma się ochotę utopić w najbliższej rzece; odpowiednio posępny klimat, ciężar emocjonalny i naprawdę ciekawą zagadkę kryminalną z (na swój sposób) satysfakcjonującym zakończeniem. Nie spodziewajcie się jednak fajerwerków i lepiej po prostu przeczytajcie książkę.

Skandynawskie kryminały, które mrożą krew w żyłach do ostatniej minuty | To Się Kręci