Tomasz Madej z Bieżunia był jedną z tych osób, które zdecydowały się zawalczyć o milion złotych w popularnym teleturnieju „Milionerzy”. Nie udawał, że wie wszystko i gdy pojawiały się wątpliwości przyznawał, że ufa swojej intuicji. Gracz poradził sobie całkiem nieźle, bo stoczył walkę o ćwierć miliona złotych.
Po drodze skorzystał z koła ratunkowego i zadzwonił do żony, która nie mogła być z nim w tym czasie w studiu. Żona miała pomóc panu Tomaszowi odpowiedzieć na pytanie: "Co nie wchodzi w skład popłodu: A. płód B. łożysko C. pępowina D. błony płodowe". Choć pani Madej podpowiadała mężowi coś innego, ten bardziej zaufał intuicji i odpowiedział poprawnie stawiając na A.
Pojawiło się jednak pytanie, które sprawiło graczowi z Bieżunia prawdziwy problem. "Obraz Rembrandta "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" opowiada historię: A. ofiary zbójców i jego zbawcy B. nierządnicy i Chrystusa C. opatrywania trędowatych D. powrotu Samarytanina do Samary" – zapytał prowadzący "Milionerów" Hubert Urbański.
Uczestnik przyznał, że nie pamięta obrazu, jednak postanowił zaryzykować. Po namyśle postawił na odpowiedź C. Niestety prawidłowa odpowiedź była pod punktem D, a pan Tomasz zakończył grę z gwarantowanymi 40 tysiącami. "Zawsze możesz się wycofać i wziąć 125 tysięcy. Co cię kusi?" - proponował prowadzący. Pan Tomek jednak nie chciał złożyć broni i walczył do końca, co docenili widzowie i media.