Mateusz, czy to prawda, że jako mały chłopiec tańczyłeś i śpiewałeś w snopach siana?
Wychowywałem się na wsi. Miałem zawsze dużo energii i wolałem tańczyć, śpiewać stojąc na ułożonych wysoko snopkach, wyobrażając sobie scene i ludzi wokoł nich niż biegać za piłką. Tak właśnie było, czas na wsi inaczej płynie, a ja miałem bardzo bujną wyobraźnie, więc sam sobie wymyślałem różne zabawy i zajęcia.
Z klasą chodziłeś do Baja Pomorskiego i chciałeś być po drugiej stronie. Stać na scenie.
Pamiętam jak byliśmy kiedyś na spektaklu Pinokio i po spektaklu długo zastanawiałem się jak to zrobili, że Pinokiowi faktycznie rósł coraz dłuższy nos. Oczywiście wróciłem do domu i próbowałem sobie taki zrobić, ale niestety bezskutecznie. Wtedy mnie to jeszcze bardziej zaintrygowało. Bardzo szybko uczyłem się na pamięć fragmentów spektakli. Najbardziej jednak z rzeczy, które pamiętam to kiedy po spektaklu mogłem stanąć z aktorami do wspólnego zdjęcia na scenie i mogłem wtedy z nimi porozmawiać.
Pasję do śpiewania/musicalu zaszczepiła w Tobie Elżbieta Szczypińska z Małej Rewii w Toruniu?
Tak, to prawda. Jedną z pierwszych matek mojej ścieżki artystycznej jest pani Elżbieta Szczypińska. Kobieta o wielkim sercu i pasji do teatru, piosenki, tańca...Wszystkie umiejętności z tego zakresu mogłem właśnie kształcić pod jej okiem. Ona pojechała ze mną na egzaminy, wspierała mnie i wierzyła i się wtedy udało... Dostałem się w 2010 roku na studia musicalowe, po nieudanej próbie dostania się na studia aktorstwa dramatycznego. Upór i determinacja oraz szczeście w dążeniu do spełniania marzeń sprawiła, że dziś kończę Akademie Teatralną im. A. Zelwerowicza w Warszawie na specjalności akotrstwa dramatycznego. Dziś historia zatoczyła również koło i to ja jestem po drugiej stronie, czyli od piątej edycji prowadzę warsztaty teatralne z dziećmi i młodzieżą organizowane przez Pomorskie Towarzystwo Muzyczne, którego (od tego roku) mam przyjemność bycia członkiem.
Rodzice chcieli żebyś przeniósł się do klasy biologiczno-chemicznej, bo zawód farmaceuty miał być podobno bardziej realny i pewny.
Moja mama od wielu lat związana jest z branżą farmaceutyczną i długi czas sądziła, że ta droga będzie lepsza i wraz z tatą uporczywie twierdzili, że z aktrostwa ,,chleba nie będzie''. Kiedy w klasie maturalnej postanowiłem, że idę za głosem serca i zaczynam przygotowania do szkoły teatralnej, najpierw spotkałem się z niezrozumieniem ze strony rodziców, ale kiedy widzieli, że mi na tym bardzo zależy, bardzo mnie wspierali w moim wyborze.
To prawda, że Twoim wzorem aktora jest Mirosław Baka?
Jest bardzo dobrym aktorem, bardzo lubię jego osobowość na scenie i charakterystyczność. Stał się on moim wzorem jeszcze na etapie pierwszych studiów w Gdańsku, kiedy to dużo chodziłem do Teatru Wybrzeże. Koledzy i koleżanki na studiach bardzo też porównywali mnie do niego, że wyglądam jak jego syn (haha). Szczerze mówiąc, być Mirosławem Baką za 20 lat, bardzo proszę, życzę sobie tego.
W musicalu marzysz jeszcze, żeby zagrać rolę Simby w Królu Lwie?
Obecnie kończę studia na Akademii Teatralnej w Warszawie i zmienił mi się i stał się bardziej wyrazisty mój gust aktorski i to co bym chciał grać obecnie, jest o wiele głębsze myślę. Simba oczywiście jeszcze 4 lata temu, kiedy byłem zanurzony w świecie musicalu był czymś o czym marzyłem.
Gdyby zadzwonił do Ciebie jakiś reżyser i powiedział: „Mateusz, mam dla Ciebie rolę psychopaty”. Przyjąłbyś ją?
Przyzwyczaiłem się do tego, że często gram dość specyficzne role. Dziwne. Obecnie w spektaklu dyplomowym, którego premiera
27.10.2018 roku w Collegium Nobilium w Warszawie gram Trojlusa. Myślę, że jest niezłym dziwakiem i odmieńcem. Ale czy jest mi z
tym źle? Rolę psychopaty przyjąłbym z chęcią.
Wiosną 2019 roku dołączysz do obsady serialu „Wojenne dziewczyny”. Jaką rolę zagrasz?
Będę nowym bohaterem, który będzie miał dość ważne zadanie, związane z całą konspiracją. Swoje miejsce, z którego nie wychodzi
praktycznie, swój azyl. Jak każdy młody człowiek potrzebuje też miłości, więc kontakt z jedną z wojennych dziewczyn będzie dla
niego na pewno istotnym. A więcej już na wiosnę.
Jak wspominasz współpracę na planie serialu „Na Wspólnej”?
Zagrałem tam epizod taniego bajeranta. Nie ukrywam, że wchodzić w ekipę ludzi, która gra ze sobą już od lat nie jest łatwe, bo zawsze jesteś tym nowym. Natomiast zostałem bardzo ciepło przyjęty, podszedłem do tego z duża pozytywną energią i chyba się udało.
W którym celebrity show wziąłbyś udział? „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”, „Agent Gwiazdy” czy „Ameryka Express”?
Zawsze jako dziecko wraz z rodzicami oglądałem ,,Taniec z gwiazdami'' i zawsze krzyczałem: ,,Mamusiu, zobaczysz jak kiedyś będę aktorem to będę tak tańczył’' (haha). To byłoby pewnie spełnienie marzeń i zrobienie czegoś dla siebie. Każdy z tych programów ma swoje zalety, ale dla mnie jako aktora największym wyzwaniem i najbardziej interesujące byłoby wcielać się w różne role. Chyba najbardziej to chciałbym być np. taką Beyonce albo Davidem Bowie. Także wybrałbym ,, Twoja twarz brzmi znajomo''.
Jaki film poleciłbyś czytelnikom EskaCinema.pl? Taki, który sam oglądasz w wolnej chwili, gdy masz czas, by się zrelaksować
i wyciszyć.
Z pewnością jednym z najbardziej wartościowych filmów, który prowadzi do wielu refleksji, ale ma bardzo pozytywny wydźwięk jest film ,,Nietykalni''. Zresztą z bardzo przejmującą piekną muzyką, a jest to jedna z rzeczy, na którą bardzo zwracam uwagę w filmie.
Na koniec zapytam jeszcze o Twoje plany i marzenia zawodowe.
Po zakończeniu Akademii Teatralnej w Warszawie i zagraniu dyplomów, oczywistym jest, że każdy z nas, młodych aktorów ma marzenia związane z zagraniem kolejnych ról, które okażą się świetnymi kreacjami i które przyniosą nam wiele dobra. Chciałbym zagrać jakąś główną rolę w filmie, szczytem byłoby też móć w tym filmie zaśpiewać. Ważnym punktem na mojej mapie zawodowej jest również dostać angaż w jednym z warszawskich lub trójmiejskich teatrów. Na pewno też szykuje się od dłuższego czasu do powrotu do muzyki. Podjąłem już pracę nad moim autorskim projektem.
Z Mateuszem Burdachem rozmawiał Kuba Adamiak.