Gwoli przypomnienia, jakbyście zdążyli zapomnieć – “Love Never Lies” z grubsza polega na tym, że sześć par zamieszkuje w luksusowej wilii, gdzie przez kilka tygodni ich prawdomówność sprawdzana jest przez nowoczesny wykrywacz kłamstw. Za każde łgarstwo tracą pieniądze, a ich lojalność wystawiona zostaje na próbę przez zmasowany atak starannie wyselekcjonowanych singli, których poczynania noszą znamiona socjopatii i braku jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego czy zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Bo kto normalny z czystą premedytacją pakuje się z butami w czyjś związek, usiłując zniszczyć go dla osobistych korzyści?
Wraz z nowymi odcinkami wracają oczywiście stare bolączki “Love Never Lies”, czyli nieszczęsny program EyeDetect, który wcale nie jest tak nieomylny, jak próbują wmówić uczestnikom twórcy, i pytania o moralny aspekt zabiegów manipulacyjnych, jakim poddawane są pary.
SPRAWDŹ TEŻ: Najbardziej kontrowersyjne programy reality show w Polsce
“Love Never Lies: Polska” wraca ze zdwojoną siłą
Żebyśmy formalności mieli już za sobą – jeśli podobała wam się pierwsza edycja “Love Never Lies: Polska”, drugą wręcz pokochacie. Uczestnicy mają bardziej wyraziste osobowości, producenci postawili na nieco większą różnorodność, jeśli chodzi o problemy, z jakimi się borykają, drama goni dramę, emocje rzeczywiście sięgają zenitu, a jeden z uczestników w ciągu pojedynczego odcinka przechodzi większą przemianę wewnętrzną niż Jaime Lannister przez cztery sezony “Gry o tron”. Żałuję tylko, że przedział wiekowy wciąż nie przekracza 35. roku życia, bo zobrazowanie (potencjalnego) kontrastu pomiędzy związkami młodych, a dojrzałych osób, jest tematem wartym zgłębienia.
W 2. edycji śledzimy losy par, których relacje znajdują się na różnych etapach rozkładu – od tych, którym kibicujemy do ostatniej sekundy, po te, przy których z miejsca nasuwa się pytanie, jakim cudem (i po co) ci ludzie w ogóle są razem. I w ekscytowaniu się ich wzlotami i upadkami nie byłoby nic zdrożnego, gdyby byli postaciami fikcyjnymi. Ale nie są.
Tytuł najbardziej emocjonującego wątku wędruje bez wątpienia do Kornela i Amandy, czyli dwojga ludzi, którzy żyją ze sobą od 9 lat, a od 2,5 są (byli?) zaręczeni. I którzy przy pierwszej okazji wbijają sobie nóż w samo serce, obracając nim jeszcze parokrotnie. W tym miejscu należy postawić sobie jednak pytanie, w jakim stopniu było to ich samowolne działanie, a na ile konsekwencja manipulacji przewidzianych przez program? Gdy oglądając finałowy odcinek patrzyłam na ich zrozpaczone i zrezygnowane miny, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że żyjemy w czasach, w których oglądanie, jak komuś łamie się życie, stało się rozrywką dla mas. Ile zatem poziomów dzieli nas od mieszkańców Kapitolu, którzy z ekscytacją śledzili przebieg Głodowych Igrzysk? Powrót “Love Never Lies: Polska” tuż po tym, jak z kin zniknął prequel “Igrzysk Śmierci” to timing wręcz doskonały — choć zapewne zupełnie niezamierzony. Po seansie 2. edycji można wręcz wysnuć wniosek, że Coriolanus Snow miał w gruncie rzeczy trochę racji, przynajmniej w temacie ludzkiej natury.
“Love Never Lies” to program dla sadomasochistów
Jeśli więc chcecie stracić resztki wiary w miłość i ludzką rasę, to odpalcie “Love Never Lies”, bo gwarantuję wam — jeśli dotąd nie mieliście problemów z brakiem zaufania, teraz się ich dorobicie. Program Netfliksa to szalenie angażująca i emocjonująca, acz bolesna i szkodliwa rozrywka, co stanowi mieszankę wybuchową, która z pewnością zagwarantuje show niemały sukces. A już zwłaszcza po 2. edycji, która — przyznaję bez bicia — wciąga jak diabli.