“Love Actually” to film z 2003 roku, będący Święty Graalem świątecznych komedii romantycznych. Mimo upływu lat, produkcja z gwiazdorską obsadą wciąż bawi i wzrusza, ale – zdaniem niektórych – pewne żarty już nie siadają. Mowa tu między innymi o wątku Natalie i jej romansu w premierem (w tych rolach kolejno Martine McCutcheon i Hugh Grant).
CZYTAJ TAKŻE: Tweet o “To właśnie miłość” zszokował świat! Już nie spojrzycie na “Love Actually” tak samo
“Love Actually” nie starzeje się z godnością? Richard Curtis żałuje niektórych żartów
Jednym z segmentów składających się na “Love Actually” jest uczucie, które połączyło asystentkę i premiera. I choć są oni głównymi bohaterami wielu zabawnych scen, parokrotnie pojawiają się żarty ocierające się o fatshaming – w jednej ze scen jej uda zostają porównane do pnia dębu, w innej zaś ukochany (!) wypomina jej, że jest zbyt ciężka.
Reżyser i scenarzysta Richard Curtis, który notabene odpowiada też za “Dziennik Bridget Jones”, dziś krytykowany za powielanie szkodliwych wzorców względem kobiecego ciała, przyznał ostatnio, że nie jest dumny z tego typu posunięć i dziś zwyczajnie darowałby sobie takie “żarciki”.
Pamiętam, że byłem w szoku, gdy pięć lat temu moja córka Scarlett powiedziała: “Nie możesz już nazywać kogoś grubym”. I miała rację. Takie żarty nie są już śmiesznie. Nie uważam, że byłem wtedy złośliwy, ale myślę, że byłem mało spostrzegawczy i nie tak mądry, jak powinienem – kajał się w jednym z wywiadów.
Nie jest to pierwszy raz, gdy Curtis czepia się własnego dzieła. Kiedyś stwierdził, że w “Love Actually” brakuje różnorodności i gdyby kręcił ten film teraz, wyglądałby on nieco inaczej.