Spis treści
W rodzimym kraju obywatele wychodzą z siebie z miłości do filmowego kota i jego ekipy – nagrodzona Oscarem animacja to oficjalnie najchętniej oglądany film w historii łotewskich kin, a do ryskiego muzeum, gdzie wystawiono na pokaz statuetki Oscara, Złotego Globu i Europejskiej Nagrody Filmowej ("Flow" zgarnęło najważniejsze nagrody sezonu, pokonując gigantów pokroju Disneya i DreamWorks), ustawiają się kilometrowe kolejki. Ale nie tylko Łotwa kocha "Flow" – Polacy też dorzucili swoją cegiełkę.
Kot z "Flow" na warszawskim Powiślu. Odsłonięto piękny mural
Na warszawskim Powiślu, przy Placu Jaracza 7 (w pobliżu Teatru Ateneum), można od teraz podziwiać 20-metrowy koci mural (ciekawostka: wbrew powszechnemu przekonaniu kot z "Flow" jest szary, nie czarny). Mural powstawał w naprawdę rodzinnej atmosferze, w małym gronie i przy ogromnej wyrozumiałości i otwartości Zarządu Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej "Zjednoczenie" przy Placu Jaracza 7, Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami w Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy oraz Teatru Ateneum. Kot powstał w trzy dni, uwzględniając: pomysł, organizację ekipy, projekt graficzny, mapowanie światłem, szkic na elewacji i pozwolenia odpowiednich instytucji.
To zresztą nie pierwsza taka akcja promocyjna "Flow" w Polsce. Pod koniec stycznia, kiedy film wchodził na ekrany kin, w kraj wyruszyły cztery 3-metrowe dmuchane koty, a jeden z nich nawet dotarł na bałtycką plażę. Filmik powstał we współpracy z jastarnickim Kinem Żeglarz oraz fotograficznym kolektywem Bałtyk i stał się niezłym hitem w sieci. Z kolei w wybranych miastach, stosując metodę reverse graffiti, czyszczono chodniki w postaci "malowania" wodą kocich łapek.
"Flow": o czym opowiada film?
"Flow" w reżyserii Gintsa Zilbalodisa to poruszająca opowieść o niebezpiecznej przygodzie. Zwierzęce postaci, zmuszone uciekać przed tajemniczym przypływem, znajdują schronienie na starej, dryfującej łodzi. Ich podróż przez malownicze, oniryczne krajobrazy zalanych miast i lasów to nie tylko wizualna uczta, ale również symboliczna wyprawa w głąb siebie.
Mimo trudności formy, ten bezdialogowy (zwierzęta mówią tylko swoim głosem!), niezależny animowany film z małego europejskiego państwa w polskich kinach osiągnął już pułap ponad 133 000 widzów. I mimo, iż powstał za, w porównaniu do konkurencji, śmieszne pieniądze (jego budżet to 3.7 mln dolarów, podczas gdy "Dziki robot" kosztował 78 mln) i to w darmowym programie do animacji, zgarnął najważniejsze nagrody sezonu, w tym tę szczególnie wyjątkową – miłość widowni (zarówno ludzkiej, jak i kociej).