Rola, którą przyszło zagrać Jakubowi Sierenbergowi, nie była łatwa, zarówno przez wzgląd na jej charakter, jak i dość ograniczoną ilość czasu ekranowego. Piotrek Kania pojawia się głównie w strzępach wspomnień swojego ojca oraz scenach retrospektywnych. Do tego zazwyczaj widnieje przed kamerą w towarzystwie Arkadiusza Jakubika, który zagrał tu rolę życia.
Jako aktor Jakub musiał wykazać się zatem nie lada warsztatem, by w tych kilku(nastu) scenach nakreślić nam swojego bohatera w sposób możliwie jak najbardziej dosadny, acz nieprzerysowany, i dotrzymać kroku ekranowemu partnerowi – co, moim skromnym zdaniem (i wiem, że nie tylko moim) wyszło mu fenomenalnie. A jak przygotowywał się do tej trudnej roli, zwłaszcza, że – na całe szczęście – ze swoim bohaterem nie ma zbyt wiele wspólnego? W naszej rozmowie przyznał, że wpierw sięgnął – a jakże – po literacki pierwowzór.
Zacząłem od prozy Żulczyka, bo to w końcu adaptacja. Należy sięgać do materiału źródłowego, bo tam oczywiście wszystko jest szerzej opisane. Temat jest trudny, DDA i te sprawy, i ja znam ludzi w takiej sytuacji jak Piotrek. Wiem, jak się zachowują i co przeżyli, więc trochę podpatrzyłem ze środowiska. Ja Bogu dzięki nie mam tego problemu. Miałem stosunkowo szczęśliwe dzieciństwo i mój ojciec na szczęście nigdy nie nadużywał alkoholu, więc tutaj własnych doświadczeń nie miałem, ale rzeczywiście mogłem podpytać i zobaczyć u innych, bo ten problem alkoholowy w Polsce jest dość duży – rozpoczął swoją wypowiedź.
Książka to jedno, ale aby odpowiednio przenieść ją na ekran potrzebny jest też research oraz warsztat aktorski. W naszej rozmowie Jakub szczegółowo objaśnił metodę, po którą sięgnął oraz gdzie szukał informacji niezbędnych do wykreowania takiej postaci, jak Piotr Kania.
Sięgałem do artykułów naukowych, bo Piotr cierpi też na depresję i trochę o tym poczytałem, jak jedno wpływa na drugie itd., pod kątem takim stricte naukowym, żeby zobaczyć też, co to robi z ciałem, jak się ludzie zachowują. Potem oczywiście sięgnąłem do warsztatu aktorskiego, w tym wypadku do metody Uty Hagen. Tutaj tak zasadniczo chodzi o gest, o ruch – przez ruch do emocji, przez ciało do wnętrza. I też najczęściej, jak tworzę jakąś rolę, to to mi przyświeca, że staram się fizycznie trochę wejść w tę postać. Zobaczyć, jak ona siedzi, jak chodzi, jak mówi i jak się porusza itd. Ja tę postać przepuszczam przez siebie, ale to nie jest tak, że ją naginam do siebie, wręcz odwrotnie – ja naginam siebie do tej postaci. I ta metoda pomaga dosłownie wejść ciałem w daną postać.
“Informacja zwrotna” – Jakub Sierenberg o roli w serialu Netfliksa
Jakub przyznał także, że swoje zrobiła relacja, jaka łączyła go z ekranowym partnerem, Arkadiuszem Jakubikiem. Panowie dobrze dogadywali się zarówno przed kamerą, jak i poza nią (czego niestety nie można powiedzieć o ich bohaterach, ale do tego jeszcze przejdziemy).
No i potem oczywiście jest Arek, z którym się mierzysz tej scenie i to wszystko się łączy. Twój partner jest takim rodzajem spoiwa i to wtedy nabiera tego ostatecznego kształtu, spaja się w logiczną całość. I z Arkiem się świetnie dogadywaliśmy, zarówno na planie, jak i poza planem, no i zadziałało. Myślę, że “kliknęło” i wszystkie puzzle się do siebie dopasowały – stwierdził.
Gdy zapytałam Jakuba o aspekt jego kreacji, który stanowił dla niego największe wyzwanie, spodziewałam się raczej, iż wskaże te najbardziej dramatyczne i emocjonalne sceny. Tu mnie jednak zaskoczył.
Jest taka sekwencja w jednym odcinku, gdzie cała rodzina jest w Chorwacji. Ja tam jestem młodszą wersją samego siebie i nie ukrywam, stresowałem się tym, bo chciałem, żeby to było wiarygodne, żeby on zachowywał się i wyglądał młodziej. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, że grałem jakąś postać i nagle bum – kilka lat wcześniej – i to wyraźnie kilka lat wcześniej. Mam wrażenie, że jest to bardzo trudne, zagranie w sposób wiarygodny swojego własnego, młodszego odpowiednika, bo człowiek się mocno zmienia, Piotr też. I chciałem, żeby widz nie miał takiego wrażenia, że: “Oh god, co to jest?”, albo że “ni ch***, za przeproszeniem, on nie ma 16 lat”, bo mnie też to czasem razi. Uwielbiam “Euforię”, ale oni są starsi niż powinni być. Zachowują się starzej, mówią starzej i wyglądają dużo starzej. I jest to okej, jeśli przyjmujemy taką formę, ale tutaj jest to intymna historia i chciałem ten realizm zachować. Więc to przełączenie tego pstryczka, że “nie jesteś już dorosły, tylko jesteś dzieckiem” było dla mnie największym wyzwaniem – wyjaśnił.
Czy “Informacja zwrotna” musiała się tak zakończyć?
Kluczowym elementem opowieści, którą w “Informacji zwrotnej” snuje nam Jakub Żulczyk, jest relacja ojca z synem, a raczej… alkoholika z DDA. Podejście Piotrka do ojca jest pełne goryczy, wstydu i narastającego latami żalu, ale czy – jak zakładał Marcin Kania – rzeczywiście była to czysta nienawiść? Otóż nie, co wyraźnie podkreślił Jakub w naszej rozmowie.
Dla mnie niezwykle istotne było to, i w sumie na tym się mocno skupiłem w swojej roli, żeby wyszło na końcu, że on go kochał. Mimo wszystko, mimo całego tego zła go kochał. Oni walczyli o jakieś normalny relacje, ale nie mogli, nie mogli się spotkać, cały czas gdzieś się mijali. Piotr cierpiał na poważną depresję, która jest chorobą, przez którą czasem nie mamy do końca wpływu na to, co robimy, i pchnęło go to do tragicznego finału, ale nie zmienia to faktu, że on tego ojca kocha, nawet stojąc pod drzewem z tą liną.
A czy historia Piotrka musiała mieć tak tragiczny finał? Czy może, gdyby Marcin ten jeden raz stanął na wysokości zadania i zachował się inaczej, lub powiedział coś innego, jego syn podjąłby inną decyzję? By odpowiedzieć na to pytanie, musimy przede wszystkim zastanowić się nad tym, czy to feralne spotkanie było dlań pożegnaniem, czy też ostatnim krzykiem o pomoc. Zdaniem Jakuba nie ma to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.
Zadałaś bardzo ważne pytanie, bo zastanawialiśmy się nad tym w trakcie nagrywania. Ta scena mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, jeżeli na przykład założenie Piotrka było inne. Nie wiem, jakby się to mogło potoczyć. Tak osobiście, ja teraz jako Jakub oglądający ten serial, mam wrażenie, że gdyby on rzeczywiście stanął na wysokości zadania, nie przyszedł w takim stanie, w jakim przyszedł, to mogłoby się to chyba potoczyć inaczej. Ten finał mógłby być inny.
A która wersja jest bardziej dołująca – świadomość nieuniknionego, że zdaniem Piotrka nie było już dla niego ratunku, czy też fakt, iż to właśnie Marcin mógł wbić ostatni gwóźdź do trumny własnego dziecka, które mógł ocalić, lecz tego nie zrobił? Znów – zastanawiać się możemy, ale to jak szukanie prostych odpowiedzi na wyjątkowo trudne pytania.
Nie wiem, ale wiem, z czym on przychodził na to spotkanie. On ma tę linę w plecaku. Zresztą pamiętajmy, jaka scena poprzedza tę scenę. Więc, czy byłoby inaczej? Nie wiem, możliwe, że tak – dodał Jakub.