"Idź przodem, bracie" to najnowsze dzieło Macieja Pieprzycy ("Jestem mordercą", "Chce się żyć") nakreślające nam losy członka elitarnej jednostki taktycznej, który podczas ważnej akcji dostaje ataku paniki. Sytuacja wymyka się spod kontroli, kumpel ginie, a nasz bohater zostaje wydalony ze służby. I jakby tego było mało, dziedziczy po zmarłym ojcu gigantyczne długi i to zaciągnięte u typa spod wyjątkowo ciemnej gwiazdy. Wtedy zatrudnia się w firmie ochroniarskiej, poznaje grzechu wartą dziewczynę i wpada na sprytny plan, jakby tu zarobić kawał grosza. Jak już się pewnie zdążyliście zorientować, fabuła nie należy do nader wymyślnych i trąci kliszą na kliszy, ale to nie o oryginalność tutaj chodzi.
"Idź przodem, bracie" jest klasycznym serialem sensacyjnym, w którym scenarzysta nie próbuje wymyślić koła na nowo. Całość dokładnie przekalkulowano, starannie wycięto od szablonu "hit Netflixa", by precyzyjnie wpasować go w algorytm i oczekiwania masowego odbiorcy. Na szczęście ekipa twórcza nie poszła tu po absolutnie najniższej linii oporu i choć fabuła jest wtórna i schematyczna, naprawdę dobrze się ją ogląda.
"Idź przodem, bracie": czy warto obejrzeć nowy serial Netflixa?
"Idź przodem, bracie" rozkręca się powoli i testuje naszą cierpliwość, by ostatecznie ją wynagrodzić. Wpierw kilka odcinków spędzamy na poznawaniu bohaterów, co by zaczęło nam jako tako zależeć na ich życiu tudzież śmierci, a potem przechodzimy do "mięsa", czyli naparzanki na całego. Realizacyjnie wszystko tu gra i trąbi, a trzy ostatnie odcinki to to już czysta akcja z przerwami na gruby dramat i naprawdę świetnymi scenami akcji (prawdopodobnie jednymi z najlepszych w polskim kinie).
Aktorsko też jest dobrze. Piotr Witkowski dowodzi, że wcale nie zamierza zostać "królem netflixowych paździerzy" (a po ostatnich kilku występach go o to podejrzewano), Konrad Eleryk sprawia, że za Sylwkiem każdy z nas poszedłby choćby w ogień, a Piotr Adamczyk znów bawi się w kryminalistę, lecz ani myśli powtarzać roli z "Prostej sprawy" (chapeau bas za wachlarz umiejętności, ale to chyba już żadne zaskoczenie). O Marcinie Kowalczyku napiszę zaś tylko tyle – niniejszym składam oficjalną petycję o angażowanie go w absolutnie każdą gangsterską produkcję, jaka powstaje w naszym kraju.
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić to do wspomnianego przydługiego startu i miejscami naprawdę kiepskiego montażu. Poza tym "Idź przodem, bracie" to naprawdę przyzwoicie zrealizowany i wciągający serial, który połkniecie w jeden wieczór i z miejsca zaczniecie męczyć Netflixa o nakręcenie 2. sezonu.
Ocena: 7/10
Polecany artykuł: