Jednego “Idolowi” odmówić nie można – narobił wokół siebie naprawdę sporo szumu i, przynajmniej początkowo, cieszył się całkiem niezłą oglądalnością. Tego samego nie można jednak powiedzieć o walorach artystycznych i odbiorze przez widzów czy krytyków – jeszcze na długo przed premierą; po pierwszych pokazach w Cannes, kiedy to część publiki miała opuszczać salę kinową; do serialu Sama Levinsona przylgnęły łatki pokroju soft porno i mokrego snu gwałciciela, co raczej nie wróżyło mu najlepiej.
Potem ukazały się wszystkie odcinki i wyrok zapadł – to jeden z najgorszych, a już na pewno najbardziej obrzydliwych seriali, jakie kiedykolwiek pokazało nam HBO. Oceny we wszelkiej maści agregatorach ocen mówią zresztą same za siebie: 27/100 na Metacritic, 19% w Rotten Tomatoes i 3,5/10 na naszym polskim Filmwebie.
HBO robi jednak dobrą minę do złej gry i gra kartą “zależało nam na włożeniu kija w mrowisko, więc uznajemy to za absolutny sukces”.
»Idol« to jedna z najbardziej prowokacyjnych oryginalnych produkcji HBO i jesteśmy zadowoleni z tak silnej reakcji widzów – czytamy w oświadczeniu przesłanym w poniedziałek do The Times.
“Idol” odchodzi w zapomnienie – drugi sezon nie powstanie
A skąd nagła potrzeba komentarza ze strony włodarzy streamera? Ano stąd, że zapadła wreszcie decyzja dot. ewentualnej kontynuacji serialu, który został w ogóle skrócony już na końcowym etapie produkcji (zamiast sześciu odcinków otrzymaliśmy pięć). I choć dla wielu z was może być to zaskoczeniem – nie, nie będzie drugiego sezonu “Idola”. Jak widać czasem miażdżące opinie wygrywają z pogonią za słupkami oglądalności i głos publiczności ma jakieś znaczenie. A tak przynajmniej chcemy rozumieć decyzję o kasacji tego potworka.
Po dogłębnym przemyśleniu sytuacji, HBO, a także twórcy i producenci zdecydowali się nie kontynuować serialu i nie realizować drugiego sezonu. Jesteśmy wdzięczni twórcom, obsadzie i ekipie za ich niesamowitą pracę – obwieszczono w dalszej części oświadczenia.
“Idol” to dobry serial, my go po prostu nie rozumiemy
Pierwsze kontrowersje związane z “Idolem” pojawiły się jeszcze na wczesnym etapie produkcji, kiedy to z projektem pożegnała się reżyserka, która – zdaniem Abela Tesfaye’a – miała zbyt mocno forsować sekciarski wątek. Jej miejsce zajął Sam Levinson, czyli twórca osławionej “Euforii”, który już ewidentnie dogadał się z muzykiem, producentem i jednym z głównych gwiazdorów w jednym. Panowie popuścili wodze fantazji i dostarczyli widzom produkt, w którym wielu dopatrzyło się m.in. gloryfikowania kultury gwałtu i skrajnego mizoginizmu. The Weeknd upierał się jednak, że “Idol” jest kąśliwą i błyskotliwą satyrą, której widzowie zwyczajnie nie rozumieją.
Doszło nawet do tego, że w prymitywny sposób wykłócał się na Twitterze z osobami, które miały czelność krytykować serial i zaczął toczyć słowną wojnę z magazynem Rolling Stone, który to jako pierwszy ujawnił szokujące informacje zza kulis. Odejście reżyserki to bowiem nie wszystko – za kulisami miały dziać się dziwne, ocierające się wręcz o niebezpieczne, rzeczy. Lily Rose-Depp broniła jednak produkcji i scen seksu, twierdząc, że na planie czuła się bezpiecznie. Co rzeczywiście się tam działo? Tego się raczej prędko nie dowiemy, ale tematyka i sposób realizacji samego serialu sprawiają, że nietrudno uwierzyć w najróżniejsze skandaliczne szczegóły.