Henry Cavill o nadmiarze seksu we współczesnym kinie
Cavill zasłynął przede wszystkim rolą Charlesa Brandona, rozwiązłego playboya i najlepszego przyjaciela Henryka VIII w “Dynastii Tudorów”, gdzie grał na początku lat dwutysięcznych. Jako książę Suffolk Henry – ku uciesze widzek – rozbierał się wielokrotnie, a także uczestniczył w całym szeregu scen erotycznych. Nawet w “Wiedźminie” mu się nie upiekło, w końcu scena, w której Geralt z Rivii zażywa kąpieli to jeden z najbardziej “ikonicznych” momentów netfliksowej produkcji. Okazuje się jednak, że to wcale nie jest tak, że Brytyjczyk lubuje się w tego typu występach. Wręcz przeciwnie.
SPRAWDŹ TEŻ: Scena seksu z Jenną Ortegą OBURZYŁA widzów. “Kiedy on był po czterdziestce, ona miała 10 lat”
Promując najnowszy film ze swoim udziałem, “Argylle Tajny szpieg” w reżyserii Matthew Vaughna, Henry Cavill zagościł w podcaście Happy, Sad, Confused, w którym to właśnie opowiedział o swoim podejściu do scen seksu. Przyznał otwarcie, że nie jest fanem, a ich nagromadzenie we współczesnym kinie uważa za zbyteczne. Rzadko kiedy bowiem – jego zdaniem – takie ujęcia wnoszą cokolwiek do fabuły.
Nie rozumiem ich, nie jestem ich fanem. Istnieją okoliczności, w których scena seksu faktycznie jest korzystna dla filmu, a nie tylko dla publiczności, ale myślę, że obecnie są one nadużywane. Są momenty, gdy zastanawiasz się: “Czy to naprawdę konieczne, czy to tylko mniej ubrani ludzie?”. I wtedy zaczynasz czuć się bardziej niekomfortowo i myślisz: “Tu nie ma żadnego występu. Nie ma fragmentu, który jakoś przełoży się na resztę filmu” – rzekł.
Cavill nie jest zresztą w swojej opinii odosobniony. Coraz częściej pojawiają się głosy, że widzowie, nawet ci młodzi, narzekają na przesadne epatowanie nagością i seksem w kinie i telewizji. W końcu to ciekawa i angażująca fabuła jest kluczem do sukcesu, nie rozbieranie się co pięć minut. Za nadmierne epatowanie seksualnością oberwało się zresztą choćby drugiemu sezonowi “Euforii” i pierwszym odsłonom “Gry o tron”.