Spis treści
- "Biały lotos": kto zginął w finale 3. sezonu? (SPOILERY)
- Finał "Białego lotosu 3" w ogniu krytyki i pochwał
Wszystko, co piękne, kiedyś się kończy, nawet wspólne przeżywanie "Białego lotosu". Przez ostatnich osiem tygodni internet żył perypetiami gości tajlandzkiego kurortu, w którym ktoś pożegnał się z życiem, nie wiedzieliśmy tylko kto, z jakiego powodu i w jakich okolicznościach. Teraz już wiemy.
"Biały lotos": kto zginął w finale 3. sezonu? (SPOILERY)
Wbrew przewidywaniom lwiej części widzów, trupem z 3. sezonu nie była wcale Belinda ani żadne z Ratliffów (choć w tym przypadku niewiele brakowało). Ostatecznie w strzelaninie zginęli Chelsea, Rick, Jim (który zgodnie z przewidywaniami okazał się być ojcem Ricka) oraz jego ochroniarze. I choć "Gra o tron" winna przyzwyczaić nas do tragicznych zgonów naszych ulubieńców, media społecznościowe zalała fala łez nad tragicznym losem bohaterki granej przez Aimee Lou Wood.
Polecany artykuł:
Finał "Białego lotosu 3" w ogniu krytyki i pochwał
Dla jednych nudny i przewidywalny, dla drugich pełen napięcia i emocji oraz doskonałego scenopisarstwa - dawno widownia nie była tak podzielona po finale popularnego serialu. Ci, którzy od tygodni narzekali, że 3. sezon "Białego lotosu" jest nudny jak flaki z olejem, tylko utwierdzili się w swoim przekonaniu.
Najgorszy sezon. Strata czasu.
Nie jestem zadowolona. To było nie tylko przewidywalne, ale i pozbawione jakiegokolwiek polotu.
Nudny sezon, nudny finał. Zakończenie nie ma sensu.
W komentarzach przewija się też zarzut, że niektóre elementy fabuły nie znalazły odpowiedniego domknięcia (jak brak reakcji Ratliffów na utratę majątku), lub zwyczajnie do niczego nie prowadziły (jak znajomość Kate i Victorii czy napad Rosjan na sklep). Malkontentom radzimy zatem ponowny seans, tym razem w skupieniu, gdyż po krótkiej analizie całość staje się klarowna, a elementy układanki wskakują na odpowiednie miejsca - każdy wątek pojawił się tu po coś i znalazł swą konkluzję w finale.
Po drugiej stronie barykady stoją ci, którzy z jednej strony chętnie poczęstowaliby Mike'a White'a odpowiednio doprawioną Piña coladą, z drugiej zaś gorąco wyściskali.
Płakałam i wrzeszczałam do telewizora. Wspaniały finał.
Nie pozwolę, by internet wmówi mił, że ten finał nie był arcydziełem.
Wciąż płaczę. Co to był za finał! Co za emocje!
Ten finał był niesamowity, tyle zwrotów akcji. Zdecydowanie mój ulubiony z dotychczasowych. Brawo!