Słabe filmy ze znakomitą ścieżką dźwiękową. W produkcji filmowej musi być dobry scenariusz, dobra obsada aktorska i odpowiednia muzyka. To ona nadaje klimatu, wprowadza odpowiedni dla konkretnej sceny nastrój i często świadczy o ostatecznym odbiorze filmu. Oczywiście, nie można mieć wszystkiego i nawet trudno zliczyć wszystkie produkcje, w których nie zastosowano się do wyżej wymienionych wymagań. Kiepskich filmów jest naprawdę sporo! Chociaż wielokrotnie byliśmy świadkami tego, że nawet najgorsze tytuły mogą mieć świetną muzykę. I dzisiaj przyjrzymy się bliżej właśnie takim produkcjom. Oto filmy, w których soundtrack był lepszy niż sam film. Prosimy nie regulować odbiorników. Zaczynamy!
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Znane polskie piosenki, które okazały się coverami. Wiedzieliście o tym?
Batman Forever (1995)
Kojarzycie „Batmana Forever”? To ten Batman z Valem Kilmerem, Jimem Carreyem i genialnym Tommy Lee Jonesem. Jednak według wielu osób, gwiazdorskie nazwiska nie zdołały uratować zwyczajnie przeciętnego filmu. Trudno jednak nie zwrócić uwagi na soundtrack! Zaczynając od U2, przechodząc przez Mazzy Star, Massive Attack i na Sunny Day Real Estate oraz Flaming Lips kończąc.
Flash Gordon (1980)
Wystarczy, że napiszemy QUEEN i nic więcej dodawać nie trzeba. „Flash Gordon” to kultowy film, ale umówmy się, że do ideału to jeszcze trochę brakuje. Za to ścieżka dźwiękowa jest znakomita. Dla Freddiego Mercury’ego warto obejrzeć ten tytuł.
Purple Rain (1984)
Życie Prince’a było idealną historią na film. Taki również zrealizowano, chociaż nie było to najwybitniejsze dzieło pod słońcem. Ekranowa historia wschodzącej gwiazdy rocka zebrała raczej niskie noty. No, poza muzyką, która było genialna. Przez cały film przelatywały przecież najlepsze utwory Prince’a.
Dr. Dolittle (1998)
Bob Dylan, James Brown, Louis Armstrong, Aaliyah, Twista i Timbaland - jeżeli lubicie brzmienia kogokolwiek z wymienionych, to śmiało możecie sięgać po film „Dr. Dolittle”. W głównej roli Eddie Murphy, a w tle często dobre R’n’B. Jednak sam film zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Maksymalne przyspieszenie (1986)
Jedna z gorszych produkcji Stephena Kinga, chociaż miała kilka całkiem udanych momentów. Jednym z nich jest na pewno to, co słyszymy w głośnikach - czyli iście piorunujące AC/DC. Dla tych riffów warto obejrzeć „Maksymalne przyspieszenie”.