Foto

i

Autor: eska.pl/cinema Ilustracja zastępcza

ESKA Cinema recenzja: Zapiski z Toskanii

2012-02-21 14:50

Kiedyś był taki odcinek South Parku, w którym dzieciaki poszły do kina na Pasję. Film nie podobał im się do tego stopnia, że pojechali do Mela Gibsona odzyskać kasę za bilet. Ja co prawda byłam na pokazie prasowym Zapisków z Toskanii i za bilet nie płaciłam, ale tych 106 minut straconego czasu też mi nikt nie zwróci.

Film o niczym – tak w największym skrócie można streścić fabułę „Zapisków z Toskanii”. Mniej ogólnie to studium rozpadu związku, podobnie jak w „Rzezi” Polańskiego. Jednak „Rzeź” przy tym filmie wydaje się pogodnym kinem familijnym. Akcja „Zapisków z Toskanii” odbywa się na przestrzeni kilku godzin, ale streszcza jakby całe życie bohaterów – i to nie przez obrazy, ale przez dialogi! Sic! Film więc jest strasznie przegadany. Oczywiście te dialogi polegają na tym, że bohaterowie wypominają sobie praktycznie wszystko. Nawet fakt, że facet piętnaście lat temu do ślubu nie zgolił sobie zarostu, bo ma żelazną regułę golić się co dwa dni. Say what? No i co z tego? I znów po tym filmie odeszła mi ochota na małżeństwo, jeśli ma ono tak wyglądać… I pewnie tak wygląda 90 % wszystkich małżeństw na świecie, ale ja nie chcę po raz setny oglądać na ekranie zgorzkniałej, wiecznie narzekającej, sfrustrowanej babki pod pięćdziesiątkę (nawet jeśli za tę rolę dostała nagrodę na MFF w Cannes i nawet jeśli jest nią Juliette Binoche!). Wystarczy, że zadzwonię do swojej matki i będę miała to na żywo.

Naprawdę chciałabym coś dobrego napisać o tym filmie, ale nie mogę. Zdjęcia mnie męczyły, były za ciemne, ujęcia za długie, często kręcone z ręki po prostu niechlujne. Toskania to jeden z najpiękniejszych regionów na świecie – a tu proszę, film robiony w Toskanii, a jej piękno można podziwiać zaledwie w trzech dwudziestosekundowych ujęciach. I moja naprawdę ulubiona aktorka – Juliette Binoche, no przekonywująca w swej roli, ale już dawno dla mnie Festiwal w Cannes przestał być jakimkolwiek wyznacznikiem dobrych filmów, po tym jak „Drzewo życia” dostało Złotą Palmę...

Nic dodać, nic ująć – od 9 marca, kiedy film ma premierę w kinach, po prostu omijać. I to szerokim łukiem.

R.CH.