Zac Efron, podobnie jak wiele innych gwiazd Disneya, od lat robi, co może, by pozbyć się łatki bożyszcza nastolatek, śpiewającego na szkolnych korytarzach. "Złoto" to kolejna poważna produkcja w jego dorobku, która mogłaby udowodnić, że jako aktor ma nam do zaoferowania znacznie więcej, niż tylko ładną buzię. Czy tak też się stało? Jak najbardziej.
"Złoto"- RECENZJA nowego filmu Anthony'ego Hayesa
"Złoto" to survivalowy thriller, który przenosi nas do nieodległej, postapokaliptycznej przyszłości. Wraz z bezimiennym bohaterem przemierzamy ponurą pustynię, by dotrzeć do tajemniczej Strefy - azylu, w którym czeka na niego dach nad głową i robota, która zapewni przetrwanie. By tam jednak dotrzeć, korzysta z usług szemranego typa, z którym szybko połączy go wspólny cel. Mężczyźni znajdują bowiem na środku pustyni bryłę złota, która z miejsca przewartościowuje ich priorytety.
Mówiąc krótko, Zac Efron ponownie pozwala odrzeć się z atrakcyjności fizycznej, by zaserwować nam opowieść o tym, jak podli, okrutni i źli potrafią być ludzie. "Złoto" traktuje bowiem nie tyle o sile woli i próbie przetrwania, co kruchości naszego człowieczeństwa. Gdy tylko mężczyźni odkrywają tytułowe złoto, wszystko inne przestaje się liczyć, a chciwość napędzana nie tyle bogactwem, co samą jego obietnicą, staje się główną bohaterką tej historii. Sęk jednak w tym, że wszystko to widzieliśmy już na ekranie setki razy i to w znacznie bardziej atrakcyjnej formie.
Reżyser snuje swoją opowieść niespiesznie, pozwalając nam wczuć się w surowy, depresyjny klimat postapokaliptycznej rzeczywistości. Bezimienny bohater na naszych oczach przechodzi wiele prób, w tym tę największą - do czego jest w stanie posunąć się, byle tylko nie wypuścić z rąk skarbu, który przecież mu się NALEŻY? Zac Efron spisuje się nadzwyczaj dobrze, portretując zdesperowanego faceta przekraczającego granicę człowieczeństwa. To właśnie aktorstwo niegdysiejszego gwiazdora Disneya jest najjaśniejszym puntem filmu. Wtórują mu znakomity klimat i porażająca scena finałowa, która niejednemu odbiorcy śnić się będzie po nocach. To jednak nie wystarczy, by przekonać do siebie widzów. Trudno wymagać, by Anthony Hayes na nowo odkrył Amerykę, opowiadając nam historię starą, jak świat. Szkopuł jednak w tym, że nie robi absolutnie nic, by do wyświechtanego już motywu wprowadzić odrobinę świeżości, czy jakikolwiek zalążek autorskiego sznytu, który wyróżniłby "Złoto" na tle 50 innych podobnych filmów. Całość opiera się na wyświechtanych schematach, banalnych motywach i przekazie tak prostym, że aż łopatologicznym. A szkoda, bo potencjał był ogromny. Zabrakło jednak pomysłu i kreatywności. Ocena: 5/10.