“Beetlejuice Beetlejuice”: recenzja nowego filmu Tima Burtona

i

Autor: Warner Bros. Pictures “Beetlejuice Beetlejuice”: recenzja nowego filmu Tima Burtona

Recenzja

“Beetlejuice Beetlejuice” to skok na kasę czy udany sequel? Oceniamy nowy film Tima Burtona

Po ponad trzech dekadach Tim Burton wraca do świata “Soku z żuka”, swego opus magnum miłowanego przez miliony fanów spooky klimatów. Ale czy “Beetlejuice Beetlejuice” broni się jako godna kontynuacja? Oceniamy bez spoilerów.

Filmowe sequele dzielimy z założenia na trzy kategorie: te potrzebne i pożądane, które w umiejętny sposób rozwijają i pogłębiają świat przedstawiony; te niepotrzebne, o które nikt nie prosił, ale przy tym na tyle samoświadome, że sprawdzają się jako bezmyślna rozrywka i gra na nostalgii; oraz te najgorsze – absolutnie zbędne i pokraczne, nastawione wyłącznie na dojenie z nas pieniędzy. I jeśli liczyliście, że “Beetlejuice Beetlejuice” zalicza się do tej pierwszej grupy, nie mam dla was dobrych wieści.

“Beetlejuice Beetlejuice”: recenzja nowego filmu Tima Burtona

Już 6 września miłośnicy twórczości Tima Burtona zawitają do Winter River, gdzie ponownie spotkają Beetlejuice’a, Lydię i Delię. W rolach głównych powracają oczywiście kolejno Michael Keaton, Winona Ryder i Catherine O’Hara, a na ekranie towarzyszą im tym razem Jenna Ortega, Willem Dafoe i zjawiskowa Monica Bellucci. Obsada zatem zacna, ale niestety tylko pozornie. Michael Keaton wprawdzie dwoi się i troi, by rozbawić publikę, a powrót do ikonicznej roli bez wątpienia sprawił mu wiele radochy, lecz tego samego nie mogę powiedzieć o Winonie Ryder, która tradycyjnie gra jedną miną i przez większość czasu sprawia wrażenie, jakby nie do końca wiedziała, gdzie jest, po co i co tu się w ogóle dzieje. Nie popisała się też Jenna Ortega, która ewidentnie w swoją bohaterkę nie wierzy (czemu wcale się nie dziwię, lecz o tym za chwilę) i dała z siebie jakieś 12%. Ale chociaż nie powtarza kreacji z “Wednesday”, co można uznać za jakiś plus.

Willem Dafoe i Monica Bellucci to zaś kwintesencja zmarnowanego potencjału – odgrywane przez nich postacie to pozbawione choćby uncji osobowości wytrychy, które ktoś napisał na kolanie już po tym, jak zakontraktowano aktorów. W końcu każdy sequel potrzebuje kilku nowych głośnych nazwisk, a kto by się tam przejmował fabułą, coś się w końcu wymyśli. Efekt jest taki, że Bellucci przez większość czasu po prostu biega po ekranie, Dafoe raz za razem rzuca ten sam suchy, wyświechtany żart, a ich bohaterów równie dobrze mogłoby nie być i film ani trochę by na tym nie ucierpiał. Więcej, niewiele by się w nim zmieniło.

“Beetlejuice Beetlejuice” to skrajnie nieudany sequel, którego nikt nie potrzebował

Zapewne zauważyliście, że wbrew recenzenckim prawidłom nie próbowałam streścić wam fabuły tego filmu. A to dlatego, że takowa zwyczajnie nie istnieje. “Beetlejuice Beetlejuice” to zlepek (bardzo) luźno powiązanych ze sobą scen, kiepskich żartów i scenariuszowego lenistwa. Snuta tu opowieść klejona jest na przysłowiową ślinę, a intryga szyta tak pokracznie, że nawet pochlastana na kawałki Delores w wykonaniu Bellucci zdaje się bardziej trzymać kupy. Wyobraźcie sobie teraz wszystkie najbardziej płytkie, banalne i prostackie rozwiązania fabularne, wpakujcie je do jednego filmu i tak oto otrzymacie przepis na “Sok z żuka 2”. Wprawdzie zalatywał będzie on niedogotowanym plastikiem z dyskontu, ale to nieistotne, bo ten film nie powstał dla was, fanów oryginału, tylko grubych portfeli włodarzy studia, które postanowiło zbić na waszym sentymencie kolejne miliony.

I o ile pretekstowość fabuły byłabym w stanie wybaczyć, bo z założenia nie jest to ambitne kino wysokich lotów, a baja do obejrzenia przed Halloween, o tyle braku choćby jednego świeżego pomysłu i tak kuriozalnych zachowań bohaterów wybaczyć już nie potrafię. “Beetlejuice Beetlejuice” to bowiem film nie tylko wtórny, do bólu przewidywalny i schematyczny, ale też bezdennie głupi. Broni się jedynie charakteryzacją (idę o zakład, że setki nastolatek przebiorą się w październiku za Delores), ścieżką dźwiękową oraz reżyserią. No i jedną dobrą sceną. JEDNĄ.

Reasumując, “Beetlejuice Beetlejuice” to produkt filmopodobny, powstały wyłącznie po to, by odcinać kupony od sukcesu poprzednika, który nie ma nam absolutnie nic nowego i ciekawego do powiedzenia. Jego twórcy są zaś na tyle bezczelni, że nie silili się nawet na próbę przekonania nas, że jest inaczej. Jednocześnie odarli swe dzieło z choćby uncji samoświadomości czy dystansu, które czyniłyby je jakkolwiek zjadliwym. Ze wszystkich niepotrzebnych sequeli ten był niepotrzebny najbardziej.

SPRAWDŹ TEŻ: Najciekawsze filmowe premiery września. Co warto obejrzeć w tym miesiącu?

Jak dobrze znasz filmy Tima Burtona? QUIZ dla fanów kina grozy i nie tylko!

Pytanie 1 z 10
Który z podanych filmów Tima Burtona jest najstarszy?
PREQUEL, SEQUEL, SPIN-OFF… Co to jest? O co w tym chodzi? | To Się Kręci #1