Jeśli sądziliście, że gniew to jedynie przejściowy stan umysłu, Danny i Amy szybko wyperswadują wam to naiwne postrzeganie ludzkiej natury. “Awantura” jest bowiem swoistym przeciwieństwem “Teda Lasso” – serialem, który brutalnie obnaża wszystko, co w nas najgorsze, i robi to wprost kapitalnie. Ale po kolei.
Ta pokręcona historia zaczyna się od na pozór niewinnego incydentu na parkingu. Danny (w tej roli znany z kreacji Glenna w “The Walking Dead” Steven Yeun) usiłuje bezskutecznie zwrócić podejrzanie pokaźny zestaw do grillowania, jednak pracownik supermarketu okazuje się człowiekiem bez serca, a o sporych pokładach złośliwości. Bohater opuszcza zatem lokal i wściekły na cały świat, wsiada do zdezelowanego auta. Wtedy drogę zajeżdża mu Amy (Ali Wong), kobieta z wyższej klasy średniej, która ani myśli przepraszać za tę potwarz, a wręcz przeciwnie – prezentuje mu środkowy palec i odjeżdża w siną dal. W innych okolicznościach Danny zareagowałby pewnie jak większość z nas – powrzeszczał, wypluł z siebie potok wulgaryzmów, po czym ruszył w swoją stronę. Ale nie tym razem. Tym razem wszechświat posunął się w swym okrucieństwie o jeden krok za daleko, a personifikacją krzywd wszelakich stała się właśnie nieszczęsna Amy.
Danny nie tylko rusza w pogoń za swym nowym nemezis (i robi to z brawurą godną Dominica Torreto), ale po całym zajściu przeprowadza też dogłębny research, który tylko potęguje jego furię. Odkrywa bowiem, że Amy to paniusia z wyższych sfer, wiodąca życie, o jakim on – syn zubożałych Koreańczyków, który ledwo wiąże koniec z końcem – mógłby zaledwie pomarzyć. Jak się zapewne domyślacie, dochodzi do kolejnego spotkania, a wzajemna wrogość i jakże kreatywne akty agresji eskalują do coraz większych rozmiarów. Niewinna potyczka sfrustrowanych kierowców przeobraża się tym samym w wojnę na wielu frontach, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.
Pierwszą z szeregu zalet “Awantury” jest dawkowanie informacji i zabawa z oczekiwaniami widza. Pozornie jednowymiarowe, żeby nie powiedzieć basicowe, postaci okazują się pełnymi sprzeczności i niuansów jednostkami, których egzystencja daleko odbiega od tego, co początkowo zakładaliśmy (oni sami zresztą też). Lee Sung Jin bazuje tu na jednej z podstawowych bolączek targających relacjami międzyludzkimi – stereotypach. Danny i Amy patrzą na siebie, ale się wzajemnie nie widzą. Dostrzegają jedynie projekcję własnych uprzedzeń i frustracji. Staje się to żyznym gruntem dla kuriozalnej wręcz nienawiści, która szybko zaczyna zbierać krwawe żniwo.
“Awantura” to aktorski i reżyserki popis, oraz dowód na to, że Netflix wciąż potrafi oferować nam ambitne i wartościowe seriale
Choć Ali Wong rewelacyjnie portretuje bohaterkę duszącą się w nieszczęśliwym małżeństwie i domu rodem z Pinteresta, prawdziwą perłą w koronie “Awantury” jest Steven Yeun. Gwiazdor “The Walking Dead” i “Minari” (za który notabene otrzymał swoją pierwszą nominację do Oscara) prezentuje tu taki wachlarz emocji; od buzującego weń wku*wu, przez boleśnie namacalną bezsilność, po bezdenną rozpacz; że śmiało mogę stwierdzić, że zaserwował nam jeden z najlepszych aktorskich występów ostatnich lat (przynajmniej na polu serialowym).
Kolejnymi punktami na liście atutów “Awantury” są emocjonalny rollercoaster, piętrzące się plot twisty i stale narastające napięcie, choć tu przyznaję, że twórcy czasem grzęzną na mieliznach. Momenty przestoju szybko zostają nam jednak wynagrodzone, a ostatnie dwa odcinki to już prawdziwy popis dramaturgii i reżyserskiej kreatywności. Choć “Awanturze” daleko do brawury “Wszystko wszędzie naraz”, czuć tu ducha oscarowego hitu, a liczne kadry z serialu jeszcze przez długi czas krążyć będą po sieci.
Nieoczywiste rozwiązania, zarówno realizacyjne, jak i fabularne, z pewnością przełożą się na sukces serialu, który zasłużył na wszelkie laury i możliwie jak największy rozgłos. Lee Sung Jin dowozi nam bowiem nieszablonowe i poruszające zakończenie, dzięki któremu “Awantura” nie tylko bawi (elementy komediowe są zawsze on point), ale też uczy. Na ostatniej prostej, gdy dochodzi już do iście dantejskich scen, a ścieżki Amy i Danny’ego znajdują się na linii kolizyjnej, dochodzi do wolty scenariuszowej i bohaterowie wreszcie otwierają oczy. To, co dostrzegają, jest niczym kubeł zimnej wody i jakże zbawienne katharsis.