Film "365 dni: Ten dzień" zawitał na Netfliksie i czy nam się to podoba, czy nie, jest filmem w zasadzie skazanym na sukces. Pierwsza odsłona kontrowersyjnego erotyka biła bowiem rekordy popularności, a druga jest dodatkowo sygnowana logiem Netflix Originals. Dziś postanowiliśmy wyłuszczyć wam, dlaczego - naszym zdaniem - sequel opowieści o Laurze i Massimo jest (odrobinkę) lepszy od poprzednika.
ZOBACZ TAKŻE: Karolina Korwin-Piotrowska OSTRO o 365 dni: Ten dzień. "Laura jest nadal IDIOTKĄ"
"365 dni: Ten dzień" - 2 najważniejsze powody, dla których sequel jest lepszy od pierwszej części
Akcja "365 dni: Ten dzień" rozpoczyna się na (pi razy drzwi) kilka tygodni po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Laura i jej porywacz biorą ślub, wyjeżdżają na miesiąc miodowy, co sekundę lądują w łóżku i kłócą się na potęgę. Potem na scenę wkracza nowy amant, była kochanka Massimo i jeszcze jeden jegomość, którego tożsamości nie zdradzę, by nie psuć wam radochy z seansu.
Nie zrozumcie mnie źle - "365 dni: Ten dzień" jest naprawdę złym filmem, a raczej czymś przypominającym połączenie kiepskiego teledysku z jeszcze gorszą produkcją soft porno. Są jednak dwie kwestie, które sprawiają, że seans boli nieco mniej, niż miało to miejsce ostatnim razem.
ZOBACZ TAKŻE: Blanka Lipińska zagrała w "365 dni: Ten dzień"! Rozpoznaliście ją pod toną makijażu?
"365 dni: Ten dzień" to mniej szkodliwa wersja "365 dni"
Po pierwsze - "365 dni" spotkała miażdżąca krytyka nie tylko dlatego, że był to miałki twór filmopodobny, przywodzący na myśl najtańsze produkcje kina klasy C. Bylibyśmy bowiem w stanie wybaczyć brak fabuły i sensu przedstawianych wydarzeń, drętwą grę aktorską, papierowe postacie i koszmarną reżyserię, gdyby nie fakt, że adaptacja twórczości Blanki Lipińskiej to dzieło zwyczajnie szkodliwe i toksyczne, które w absolutnie obrzydliwy sposób gloryfikuje kulturę gwałtu.
W "365 dni: Ten dzień" twórcy odrobili pracę domową, a przynajmniej na tym przyzwoitym poziomie). Zbliżenia pomiędzy bohaterami odbywają się tutaj za obopólną zgodą (a nawet jeśli nie, to przedstawiane są w formie czystej fantazji seksualnej), a Laura pozostaje w związku z Massimo z własnego wyboru. Producenci posunęli się nawet do odstępstw od książkowego pierwowzoru, by uniknąć kolejnego przedstawiania szkodliwych i bulwersujących treści. Co więcej, wydarzenia z "365 dni" zostają tu jasno nazwane porwaniem, a relacja głównych bohaterów określona chorą.
Jest to istotny progres w stosunku do poprzednika. "365 dni: Ten dzień" może się teraz bowiem sprawdzić jako niezobowiązujące guilty pleasure, które nikomu nie robi większej krzywdy. Ot, tani erotyk jakich na rynku pełno.
ZOBACZ TAKŻE: "365 dni" - trzecia część powstanie! Co wiemy o kontynuacji głośnego erotyka?
Magdalena Lamparska wie, w jakiej produkcji przyszło jej grać
... i bawi się przy tym wyśmienicie. Możemy się czepiać, że postać Olgi jest sztampowa i do bólu stereotypowa, a rola szalonej przyjaciółki z ewidentnym problemem alkoholowym to przeżytek. Nie zmienia to jednak faktu, że Magdalena Lamparska nie próbuje tu już nawet udawać, że gra w ambitnej produkcji, która wniesie coś do naszego życia. Zamiast tego wrzuca na luz i szarżuje w roli kumpeli Laury, rzucając sucharami na prawo i lewo, a niektóre z nich są już tak prostackie, że aż... całkiem zabawne. Dodanie do sequela "365 dni" odrobiny dystansu wyszło produkcji na dobre i choć jest to humor niskich lotów, zawsze to jakaś wartość dodana.
ZOBACZ TAKŻE: Ile Blanka Lipińska zarobiła na oddaniu "365 dni" Netflixowi? Jasno odpowiedziała dziennikarzowi
"365 dni: Ten dzień" - gdzie oglądać?
W rolach głównych powracają Anna-Maria Sieklucka i Michele Morrone, a na ekranie towarzyszą im między innymi Simone Susinna, Magdalena Lamparska, Ewa Kasprzyk i Natasza Urbańska. "365 dni: Ten dzień" znajdziecie na Netfliksie.
ZOBACZ TAKŻE: Netflix MAJ 2022 - najciekawsze premiery. Co warto obejrzeć na platformie?