Blanka Lipińska w swoim życiu parała się różnymi zajęciami, jednak w pewnym momencie postanowiła chwycić za pióro by napisać książkę. Tak powstało słynne „365 dni” i kolejne dwie części tej historii. Choć recenzenci literaccy nie byli zbyt zadowoleni z twórczości Lipińskiej, tak książka znalazła swoich odbiorców i sprzedała się zaskakująco dobrze. W głowie przedsiębiorczej Blanki zrodził się pomysł na film o czym nie omieszkała na bieżąco informować fanów. W końcu w lutym 2020 odbyła się premiera. Choć nie jest to najlepszy kinematograficzny popis, film oglądano chętnie na całym świecie dzięki Netflixowi.
"365 dni: Ten Dzień" oczami Netflixa
Gigant streamingowy zaproponował więc Lipińskiej, że ekranizacją drugiej części zajmie się sam. Choć przy pierwszym filmie Lipińska wszystko miała pod kontrolą i była na każdym planie zdjęciowym, tak w tym wypadku do gadania miała już o wiele mniej. W rozmowie z Pudelkiem opowiedziała, jak to widzi transakcję, do której doszło:
Ja nie mam nic do powiedzenia niestety. To Netflix, potęga międzynarodowa. Jedynka to jest moje dziecko, pod jedynką mogę się podpisać obiema rękami, to ja kreowałam marketing i tak dalej. Wszystko, co się działo, to tam zawsze była Lipińska. Natomiast teraz to wszystko jest Netflix, to dzieło też jest Netflixa- mówi Lipińska dla Pudelka.
Ja się bardzo cieszę, dlatego, że dzięki temu widzowie, media, fani będą mogli zobaczyć różnicę. To też jest spoko. Dlatego ja bardzo czekam na tę premierę, opinie zarówno mediów, jak i fanów