“1670” to komediowy serial jakiego w Polsce jeszcze nie było. Po cześci jest mockumentem, do tego osadzonym w XVII wieku, który obśmiewa nasze przywary, doskonale przeplatając przeszłość z teraźniejszością (wszystko oczywiście w mocno umownej formie). Do tego ukazuje polską szlachtę bez typowego dla rodzimego kina namaszczenia. I to wszystko (i jeszcze więcej, ale do tego przejdziemy) zdaniem Dobromira Dymeckiego, czyni go produkcją jedyną w swoim rodzaju.
Konwencja jest absolutnie wyjątkowa, tak samo czasy, w których rozgrywa się akcja, bo rzadko ktokolwiek do nich sięga. Dotychczas do tej epoki odwoływały się raczej narodowe powieści Sienkiewicza typu “Potop” – i były to zresztą wspaniałe ekranizacje i wielkie filmy. Ale jeszcze nikt nie opowiedział o tych czasach i o szlachcie w sposób komediowy. To jest absolutnie wyjątkowe.
I humor, który czerpie z wielu konwencji, jest wielopoziomowy i różnorodny. To na pewno wyróżnia ten serial. Plus oczywiście czerpanie z formuły mockumentu, ale w taki sposób, aby zachować autentyczność stworzonego świata. To dlatego bohaterowie, gdy mówią do kamery, wyglądają jakby pozowali do portretu – stwierdził.
Odtwórca roli Bogdana wspomniał też o walorach technicznych “1670”. Serial jest po prostu nieziemsko zrealizowany, za co zresztą zgarnął już szereg pochwał. Kostiumy i scenografia nie przypominają bowiem tandety, z jaką zazwyczaj spotykamy się włączając produkcje kostiumowe (zarówno polskie, jak i zagraniczne).
Dla mnie, jako aktora, bardzo inspirujący i zaskakujący był rozmach, z jakim “1670” został zrobiony. Dopiero jak wszedłem na plan dotarło do mnie, z jakim wyczuciem i precyzją stworzono ten świat. Scenografia nie była zbudowana z dykty, kartongipsu i kawałka ściany udającego chałupę. Mieliśmy do dyspozycji skansen w Kolbuszowej, do którego dobudowano kilka budynków, co stworzyło naszą wioskę Adamczychę. Wyglądało to tak autentycznie, że właściwie wystarczyło wejść w tą przestrzeń i grać. Pamiętam, że w pierwszej chwili byłem oszołomiony, że to aż tak dobrze wygląda – dodał.
“1670” – natura czasem płatała figle i trzeba było improwizować
Gdy oglądamy serial z tak świetnym komediowym wyczuciem i timingiem, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że część scen humorystycznych nie znajduje źródła w scenariuszu, a improwizacji aktorów doskonale czujących zarówno swoje postacie, jak i sytuację. Czy w przypadku “1670” też zdarzały się takie momenty? Dobromir Dymecki zdradził, że sam skrypt zawierał już dostatecznie wiele elementów humorystycznych, ale czasem, w wyniku okoliczności niezależnych od ekipy, aktorzy zmuszeni byli do improwizacji, co wznosiło ich na wyżyny kreatywności. Jednym z takich momentów są przygotowania Jana Pawła do pojedynku.
Zdarzały się takie sytuacje (improwizacji – przy. red.), ale raczej mocno trzymaliśmy się scenariusza, który był bardzo precyzyjnie napisany. Czasami okoliczności, które się pojawiały, jak np. niespodziewane opady śniegu, zmuszały nas do zmian. Cała ta sekwencja ze szkoleniem Jana Pawła przez Bogdana w stodole miała być pierwotnie grana w plenerze i akcja miała dziać się na polu. Jednak przez to, że spadł śnieg i nie było odpowiedniej kontynuacji, akcje trzeba było przenieść do stodoły, gdzie pion scenograficzny wszedł na jakiś najwyższy poziom maestrii. Członkowie ekipy skonstruowali wszystkie te przyrządy do ćwiczeń praktycznie w jedną noc. Więc ta scena jest w dużej mierze improwizowana, bo trzeba było zaadaptować ją od nowa.
“1670” – Dobromir Dymecki o trudach grania w błocie i żupanie z “Potopu”
Bolączką wielu seriali kostiumowych jest fakt, iż są zbyt… czyste i schludne. “1670” nie ma jednak tego problemu, co zresztą spotkało się z aprobatą widzów – w Adamczysze pełno jest błota i brudu, które nadają całości realizmu. Dla aktorów potrafiły być jednak prawdziwą zmorą.
Warunki, w których kręciliśmy - zimą, w błocie - były dosyć wymagające. Nasze piony kostiumów i charakteryzacji dbały, żebyśmy byli dobrze umorusani. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że dzięki temu na ekranie będzie naprawdę czuć klimat tej naszej Adamczychy.
Postać Bogdana ma swój charakterystyczny czerwony strój z białymi skrzydłami (jak na patriotę przystało), który z pewnością stanie się ikoniczny, ale – jak przyznaje aktor – bywał też utrapieniem. No i ma za sobą ciekawą przeszłość.
Kostium który miałem na sobie, ten czerwony żupan, uwielbiałem. Nie tylko był piękny, ale też miał swoją historię. Kostiumografka “1670” Katarzyna Lewińska wypożyczyła go z wytwórni, w której można znaleźć różne prawdziwe rarytasy. Okazało się, że mój kostium grał w “Potopie”.
Dostałem też zbroję i skrzydła, które miałem mieć tylko na pierwszą scenę, jak przyjeżdżam do Adamczychy, ale oczywiście ten strój tak nam się wszystkim spodobał, że zagrałem w nim właściwie cały serial. Chociaż były też momenty, w których miałem go absolutnie dość. To była prawdziwa, oryginalna, naprawdę ciężka zbroja, plus jeszcze te skrzydła – po prostu robiłem codziennie na planie trening cardio. W scenie, w której biegnę przez pole niewiele zagrałem, tam widać po prostu moje autentyczne zmęczenie. Maciek Buchwald, jeden z reżyserów, przegonił mnie przez to pole ze trzy razy. Myślałem, że naprawdę wyzionę ducha, ale czego nie robi się dla tak wspaniałego efektu.
Dobromir Dymecki podkreślił jednak, że mimo pewnych niewygód, praca na planie była fantastycznym doświadczeniem.
Nie ma większej przyjemności i satysfakcji w pracy, niż kiedy pracuje się z zespołem, który jest zaangażowany na 100%. Każdy pion i każdy członek ekipy dawał z siebie wszystko, to było bardzo wyczuwalne na planie.
“1670” odznacza się dość czarnym humorem – czy były obawy o kontrowersje?
Jako naród bywamy wyjątkowo drażliwi, gdy ktoś bierze na tapet Polskę i Polaków, zatem humor serwowany w “1670” mógł początkowo wydawać się dość… kontrowersyjny i “po bandzie”. Czy obsada obawiała się, że ktoś poczuje się urażony?
Myślę, że wszyscy mieliśmy poczucie, że wiemy, w czym bierzemy udział. Nikt się nie dziwił ani nie oburzał. Wiedzieliśmy, że to jest satyra, że ten czarny humor jest w jakiś sposób wykręcony i “po bandzie”, ale nie ma na celu nikogo obrażać. Taka jest konwencja tego serialu, który nie bierze jeńców, przez co prowokuje i zmusza do dyskusji.
Ten dowcip ma być czasem niewygodny czy prowokacyjny. Nie chodzi o to, żeby się tylko pośmiać i tyle. Ten serial jest też tragikomiczny, tam dzieją się rzeczy nie tylko śmieszne, ale i smutne, wzruszające czy romantyczne. Intencją nie było wywoływanie żadnego skandalu, tylko po prostu poruszenie widza – wyjaśnił Dobromir Dymecki.
“1670” – Dobromir Dymecki o ulubionych scenach i wielowymiarowości Bogdana
Gdy zapytałam Dobromira Dymeckiego o jego ulubiony moment w serialu, stwierdził, że w gruncie rzeczy to lubi wszystkie. Po namowach jednak wymienił trzy – w tym oczywiście pojmanie przez Tatarów…
Lubię sekwencję z porwaniem przez Tatarów. Już na poziomie scenariusza bawiła mnie scena oprowadzania po więziennej kwaterze i plot twist, kiedy nagle okazuje się, że uprowadzony Bogdan przeżywa syndrom sztokholmski i w niewoli jest mu lepiej, bo w celi ma dużo więcej miejsca niż w stodole, w której mieszkał w Adamczysze. Lubię też scenę wykupienia Bogdana z niewoli, zaskoczyło mnie jak finalnie wspaniale działa tam muzyka w teleturniejowej konwencji.
… oraz wątek z przekazaniem Bogdanowi władzy nad Imperium Osmańskim przez jego ojca, Mehmeda IV. Grająca rzeczonego sułtana koza nie była jednak wybitnie sumienną ekranową towarzyszką i stwarzała trochę problemów, z którymi ekipa poradziła sobie, stosując odpowiednie techniki manipulacji.
Bogdan nieświadomie zażywa grzybki halucynogenne i tak zaczyna się przyjaźń z kozą. Ta moja towarzyszka sceny czasem wdzięcznie grała, czasem nie chciała grać, czasami nawet uciekała. By stała się gwiazdą ekranu musieliśmy ją więc przekupywać marchewkami i innymi dobrociami.
Porozmawialiśmy też oczywiście o samym Bogdanie – o tym, co zarówno Dobromira, jak i mnie jako widzkę, szczególnie w tej postaci urzekło.
Jego honor, odwaga, chęć bycia narodowym bohaterem, a jednocześnie jego… smutek i samotność. On bardzo chce, ale nie do końca mu się udaje i właśnie ta druga strona tej postaci jest mroczniejsza i smutniejsza. Na początku się zastanawiałem, czy w komedii warto ją eksplorować, ale z Maciekiem Buchwaldem doszliśmy do wniosku, ze to da temu bohaterowi dodatkowy kolor, zrobi z niego postać bardziej wielowymiarową. W końcu zrobiliśmy z Bogdana takiego trochę błędnego rycerza; człowieka, który jest pogubiony i szuka swojego miejsca.
Bogdan jest nie tylko postacią dość niejednoznaczną, ale też taką, z którą możemy się w pewnym stopniu utożsamiać.
Bogdan to bohater tragiczny, jak każdy z nas. Często jestesmy zakładnikami wyobrażeń na swój własny temat. Każdy z nas chciałby widzieć siebie jako superbohatera, a później rzeczywistość niestety nieubłaganie to weryfikuje. Imponuje mi też wytrwałość Bogdana i to, że on jest taki pogubiony i wciąż próbuje się odnaleźć. To też moim zdaniem jest bardzo współczesne.
Wielu z nas w tym świecie, który nas otacza, czuje czasem jakiś niepokój i zagubienie, i ma poczucie, że nie wie, czy jest w dobrym dla siebie miejscu i wtedy często próbujemy umieścić się trochę na siłę w jakichś ramach.
Wszyscy jesteśmy też trochę nadęci, bo walczymy o różne sprawy i wydaje nam się, że to właśnie nasza perspektywa jest najważniejsza, a poza nią już nic nie ma. Ten serial trochę to obśmiewa i też pokazuje, że właściwie od tych wielu, wielu lat zbyt wiele się nie zmieniło.
“1670” – przyszłość Bogdana w 2. sezonie i ewentualny spin-off
Na obecną chwilę nie wiemy, czy “1670” doczeka się kontynuacji, ale Dobromir Dymecki nie ukrywa, że na takową liczy. A co czekałoby wówczas Bogdana?
Wyobrażam sobie, że jeżeli ta historia miałaby mieć ciąg dalszy, to Bogdan spełni wreszcie swoje marzenia o posiadaniu ziemi. W końcu pieniądze juz ma, ale zobaczymy. Trudno mi tutaj zgadywać, jakie będą losy Bogdana.
Jestem absolutnie pewna, że nie tylko ja zamarzyłam o poznaniu wcześniejszych, solowych losów Bogdana, w końcu jawi nam się jako człowiek o dość ciekawym życiorysie – nie każdy może pochwalić się udziałem we wszystkich największych porażkach polskiej armii. Nie omieszkałam zatem zapytać Dobromira Dymeckiego, czy zechciałby w czymś takim wystąpić. Odpowiedź mnie nie zawiodła.
Słuchaj, ja byłbym bardzo, bardzo chętny, możesz ten pomysł przekazywać dalej (śmiech). Absolutnie tak, bardzo lubię tę postać, uwielbiałem ją grać, jakoś też… mocno ją czuję. Jest mi go też po części szkoda,, bo on w tym takim pogubieniu, pomimo tego, że czasami jest taki matołowaty, to jednak jest też poruszający – przyznał.
Wszystkie odcinki “1670” znajdziecie w ofercie Netflixa.
“1670” to takie “Ogniem i mieczem” w krzywym zwierciadle i… absolutne arcydzieło (RECENZJA)