5 tytułów, które dowodzą, że superhero lepiej sprzedaje się w odcinkach
“The Boys”
Opus magnum gatunku superhero i produkcja, która brutalnie uświadamia nam, jak naprawdę wyglądałby świat, gdyby superbohaterowie żyli pośród nas. “The Boys” rozprawia się z kultem herosów w trykotach, odzierając ich ze wszystkich przymiotów, jakie nadało im Hollywood. Superman (a raczej jego wypaczony odpowiednik) nie jest tu taki super, a cała reszta zgrai w niczym mu na tym polu nie ustępuje. A gdy na ich drodze stają samozwańczy (i również nie do końca krystaliczni) obrońcy sprawiedliwości, zaczyna się prawdziwa jatka. Taka, której nie uświadczycie w żadnej inne produkcji o superbohaterach.
Ta wybitna wręcz produkcja Amazona wymyka się wszelkim ramom, bawi, oburza, przeraża i zachwyca do tego stopnia, że zasługuje na wszelkie pochwały, nagrody i laury, o jakich tylko można pomyśleć.
“Peacemaker”
Wkraczamy do uniwersum DC, gdzie tytułowy Peacemaker udowadnia, że “The Suicide Squad” Jamesa Gunna nie był tylko wypadkiem przy pracy i główny konkurent Marvela ma nam naprawdę wiele do zaoferowania.
John Cena z orłem na klacie (i u boku) walczy tu z armią kosmicznych motyli (tak, wiem jak to brzmi), serwując nam istną feerię festyniarstwa i kiczu w najlepszym możliwym wydaniu. Twórcy nie poprzestają jednak wyłącznie na warstwie komediowej i pod przykrywką barwnej i doprawdy odjechanej groteski, serwują nam głębokie przemyślenia na temat więzów rodzinnych, siły przyjaźni, idei oraz prawdziwego patriotyzmu. Słowem: superhero at its best!
“Loki”
Jedna z najlepszych rzeczy, jakie dał nam Marvel i dowód na to, że ta franczyza nie skończyła się wraz z napisami końcowymi “Avengers: Endgame”. Serialowy “Loki” to bowiem autorskie, oryginalne i zrealizowane z pomysłem i wrażliwością dzieło, które stworzyło z tytułowego bohatera postać kompletną. Przemiana Laufeysona, połączona z fantastyczną reżyserią (ten serial jest wprost przepiękny!), kapitalnym scenariuszem i doskonałą grą aktorską Toma Hiddlestona, owocuje jedną z najlepszych produkcji superhero i to nie tylko tych odcinkowych.
“WandaVision”
Pierwszy serial Marvela zrealizowany na potrzeby Disney+ to niezbity dowód na to, że niektóre opowieści zasługują na dłuższy metraż. “WandaVision” to bowiem dogłębna podróż w umysł tytułowej bohaterki, która nie wybrzmiałaby jak należy, gdyby skrojono ją pod filmowe ramy. Twórcy umiejętnie operują czasem, który im zaoferowano i w efekcie dostarczają nam opowieść tak zniuansowaną, przemyślaną, zaskakującą i nieoczywistą, że nic tylko wstać i bić brawo do ekranu telewizora (czy na czym tam oglądacie seriale).
Serialowa historia Wandy miażdży nas emocjonalnie, ale robi to w naprawdę pięknym stylu. Zabawa konwencją i oczekiwaniami widzów przeplata się tu z opowieścią o traumie, żałobie i rozpaczy, wznosząc i tak już świetną bohaterkę na zupełnie nowy poziom. Chapeau bas.
“Legion”
Kojarzycie Charlesa Xaviera aka Profesora X? To teraz poznajcie jego syna, a zarazem jednego z najbardziej niebezpiecznych i nieobliczalnych mutantów, jakich widziało uniwersum Marvela.
David Haller cierpi na schizofrenię, w wyniku czego osadzony zostaje w szpitalu psychiatrycznym. Szybko zaczyna jednak powątpiewać w to, jakoby wizje, których doświadcza, były jedynie wytworem jego wyobraźni. “Legion” to jeden z najlepszych seriali superbohaterskich, jakie widziała telewizja. Przypomina on bujną wizualnie i pięknie dziwaczną halucynację, która zasługuje na znacznie większy rozgłos.