Choć dziś wspominam to jako zamierzchłe czasy, "The Walking Dead" darzyłam niegdyś miłością bezbrzeżną i dźwięk nadciągających hord zombie, tudzież sztywnych pałaszujących kolejną ofiarę, towarzyszył mi bezustannie. TWD było bowiem zupełnie nową jakością na truposzowym rynku, a już zwłaszcza tym małoekranowym. Pierwsze sezony to w końcu naprawdę klimatyczny i naturalistyczny survival horror, w którym twórcy nie cackali się z widzami, a jednocześnie umiejętnie grali na naszych emocjach kreując pełnokrwistych i sympatycznych bohaterów tylko po to, by zamordować ich w możliwie jak najbardziej makabryczny sposób. To też świetna realizacja i bodaj najpiękniejsze zombiaki, jakie widziało kino. Szkoda tylko, że od trzeciego sezonu poziom produkcji zaczął pikować w dół, by po finale szóstej serii sięgnąć dna. Tak, czy inaczej - pierwsze trzy odsłony polecam ze szczerego serca, a jak się wkręcicie to możecie machnąć i trzy kolejne. Ale na tym skończcie, błagam.