Świetny start i bolesny upadek
"Gra o tron"
Zaczynamy z grubej rury, bo od jednego z najpopularniejszych (i najważniejszych) seriali w dziejach telewizji, który na naszych oczach zaliczył iście spektakularny upadek. Pierwsze sezony "Gry o tron" to prawdziwe arcydzieło, jednak już na wysokości 7. sezonu zauważyliśmy zmęczenie twórców, którzy zwyczajnie mieli dość. Zamiast jednak oddać stery, poprowadzili ten statek na samo dno, czego fani po dziś dzień im nie wybaczyli.
W finałowych odcinkach GOT bolało wiele rzeczy. Ukatrupienie wątku Nocnego Króla, zanim na dobre się rozpoczął, wykorzystywanie tanich chwytów (z deus ex machiną na czele), pisanie scenariusza na kolanie, pominięcie istotnych wątków, zniszczenie rozwoju i osobowości bohaterów (Jaime'a Lannistera będę im wypominać do końca życia) oraz jako wisienka na torcie - przedkładanie szokowania widzów nad sens opowiadanej historii. Wszystko to sprawiło, że finał "Gry o tron" to najbardziej spartaczone zakończenie, jakie widziała telewizja.
"Wikingowie"
Flagowy serial kanału HISTORY, który swojego czasu konkurował z samą "Grą o tron". Opowieść o wojażach legendarnego wikinga Ragnara Lodbroka to wyśmienity serial z fenomenalnym klimatem i jeszcze lepszą grą aktorską, a główny bohater to jedna z najlepiej skonstruowanych postaci fikcyjnych, z jakimi miałam do czynienia. I na tym mogłabym zakończyć, gdyby "Wikingowie" liczyli tylko cztery sezony.
Niestety, Michael Hirsh powołał do życia jeszcze dwie serie, które skupiły się na losach synów Ragnara. Powiedzieć, że latorośl nie dorastała mu do pięt, to jak nic nie powiedzieć. Wciąż nie mogę pojąć, jak to możliwe, że ten sam człowiek, który dał nam początkowe odcinki "Wikingów", raczył nas później takim ścierwem, tworząc coś na kształt nieśmiesznej parodii własnego dzieła.
"Pamiętniki wampirów"
"Pamiętniki wampirów" były swojego czasu pierwszorzędną teen dramą, z ciekawym zamysłem fabularnym, intrygującą formułą i naprawdę angażującą emocjonalnie fabułą. Pierwsze sezony zawsze wspominać będę z olbrzymim sentymentem, czego niestety nie jestem w stanie powiedzieć o finałowych.
Opowieść o braciach Salvatore to jednak dość nietypowy przypadek w tym zestawieniu, bowiem sam finałowy odcinek uważam za wyjątkowo udany. Niestety był on jedynie rodzynkiem w morzu g*wna, jakim były sezony 6-8. Liczę, że zanim Julie Plec zabierze się za tworzenie kolejnej produkcji, wbije sobie do głowy, że czasem naprawdę trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść.
"The 100"
Pozostając jeszcze w temacie produkcji o nastolatkach, stacja The CW powołała do życia jeszcze jeden serial, który początki miał naprawdę obiecujące, a zakończenie iście żałosne. "The 100" było powiewem świeżości w swoim gatunku, zgrabnie łącząc teen dramę z klimatami postapo i moralnymi rozterkami. Trójkąty miłosne ustępowały tu walce na śmierć i życie, a decyzje, które podejmowali bohaterowie niejednokrotnie wprawiały nas w osłupienie.
Niestety po czterech sezonach formuła się wyczerpała i serial zaczął się staczać. Dwie kolejne serie można jeszcze uznać za średniawkę nadającą się na guilty pleasure, jednak finałowy sezon to absolutny brak szacunku dla widzów, bohaterów i całej opowieści, o którym fani z chęcią by po prostu zapomnieli.
"Zagubieni"
Lincz na twórcach "Zagubionych" trwa od tylu lat, że nie ma chyba już nic, co mogłabym tu dodać. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych seriali w dziejach, który niejako przyczynił się do znaczącego spopularyzowania opowieści w odcinkach, nie zszedł ze sceny w blasku chwały. Producenci zafundowali widzom jedno wielkie rozczarowanie, które co gorsza rzutuje na odbiór całości.