Filmy, które zrujnowały kariery aktorów
Na zdjęciu Eddie Murphy, Geena Davis i Roberto Benigni
Omar Sharif - "Trzynastki wojownik"
Omar Sharif był jednym z najpopularniejszych i najbardziej charakterystycznych aktorów światowego kina. Miał na swoim koncie 3 Złote Globy, a nawet nominację do Oscara za drugoplanową rolę w filmie "Lawrence z Arabii". I nawet kiedy jego kariera przeżywała gorsze momenty, to zdawała się być niezniszczalna. Dobrą passę przełamał "Trzynasty wojownik", czyli produkcja, która miał być dla niego wielkim powrotem do Hollywood, ale ostatecznie okazała się wielkim rozczarowaniem. I już nie chodzi tylko o krytykę, która padała z każdej strony. To jedna z największych klap finansowych wszech czasów. Przy budżecie wynoszącym 160 milionów dolarów, filmowi udało się zarobić lekko ponad 60 milionów. Sharif otwarcie komentował niepowodzenie tego tytułu i był załamany, że wziął w tym udział. Między innymi przez to postanowił odejść na emeryturę. I chociaż później wrócił, a nawet zdobył Cezara, to "Trzynasty wojownik" był tym filmem, który położył kres jego wybitnej karierze.
Madonna - "Rejs w nieznane"
Królowa popu próbowała zmieścić na swojej głowie drugą koronę. Mimo licznych prób, ostatecznie to się nie udało. Madonna pojawiała się swego czasu na ekranach i jej występy nie były wcale takie najgorsze. Zagrała w “Czterech pokojach”, “Dick Tracy”, czy dramacie muzycznym “Evita”, za który została nawet nagrodzona Złotym Globem. Fani artystki wróżyli jej tytuł królowej szklanych ekranów, ale wtedy pojawił się “Rejs w nieznane”. Film okazał się spektakularną porażką, na którą się złożyło kilka Złotych Malin i finansowa klapa. Stworzenie tej produkcji kosztowało twórców ok. 10 milionów dolarów, a zarobek to marne 600 tysięcy złotych. To był przełomowy moment dla wokalistki, ale przełomowy w tą drugą stronę, bo jej kariera aktorska po prostu legła w gruzach. Madonna nawet obiecała, że po tym nie zagra już w żadnym filmie.
Eddie Murphy - "Tysiąc słów"
Upadek Murphy'ego jest niemal tak legendarny, jak rewolucyjny okres jego świetności. Lata dwutysięczne były dla aktora bardzo nierówne pod względem finansowym i samej kariery. Poza podkładaniem głosu Osiołka w "Shreku" grywał zazwyczaj w przeciętnych produkcjach. Najgorszy był rok 2012, kiedy to na ekrany kin wszedł bardzo przewidywalny, schematyczny i niczym niezaskakujący film "Tysiąc słów". Wszyscy wierzyli, że aktor ponownie zabłyśnie komediowym blaskiem, który zatracił kilka lat wcześniej, ale niestety tak się nie stało. Finansowa klapa filmu i negatywne oceny tak bardzo zdołowały Murphy'ego, że zdecydował się na roczną przerwę od aktorstwa. Przynajmniej na początku. Bo później rok zamienił się w cztery lata. I co ciekawe, wielu widzów niespecjalnie chciało, by gwiazdor wracał na ekrany. Finalnie wrócił, ale "Tysiąc słów" i tak zostawiło wielką bliznę na skórze jego kariery.
Geena Davis - "Wyspa piratów"
Aktorka ma na swoim koncie naprawdę świetne tytuły. Wystarczy przypomnieć jej rewelacyjną i oscarową rolę w "Przypadkowym turyście", filmie "Thelma i Louise" oraz dramacie "Pani Prezydent". Współpracowała z największymi i angażowano ją do naprawdę ciekawych projektów. W międzyczasie pojawiła się produkcja zatytułowana "Wyspa piratów", która swego czasu została ogłoszona największą klapą w historii kina. Twierdzi tak nawet Księga Rekordów Guinnessa. A że Geena Davis była twarzą tego projektu, to mało kto chciał ją angażować do kolejnych. Mimo to, udało się zagrać później w kilku głośnych produkcjach, ale to jednak nie przywróciło jej statusu wielkiej gwiazdy.
Sean Connery - "Liga niezwykłych dżentelmenów"
Sean Connery kilkukrotnie wcielał się w Jamesa Bonda i większość osób głównie z tej roli kojarzy aktora. Poza agentem 007, stworzył też świetną kreację w “Nietykalnych”, za którą dostał Oscara. I kiedy wszyscy myśleli, że do końca swojej kariery będzie przyjmował tylko świetne role, a zwieńczeniem będzie jakiś epicki projekt, to niestety byli w błędzie. W 2003 roku zadebiutował film “Liga niezwykłych dżentelmenów”, który spotkał się z niezwykle chłodnym przyjęciem. Co ciekawe, pod negatywnymi recenzjami podpisywał się sam Sean Connery, który długo żałował swojego udziału w tym projekcie. I właśnie na tym filmie zakończył swoją karierę aktorską, dodając, że nie chce mu się już użerać z idiotami. Szczególnie krytykował producentów i reżysera. Praca na planie tego filmu skłoniła go do wielu gorzkich refleksji i była motorem napędowym do zakończenia kariery.
Justin Chatwin - "Dragonball: Ewolucja"
Justin Chatwin to aktor, który miał wszystko, by osiągnąć wielką karierę. Zagrał z Tomem Cruise'm w "Wojnie światów" u Spielberga, w "Niewidzialnym", czy w "Złodzieju życia". Niestety zagrał też w filmie "Dragonball: Ewolucja", który zebrał bardzo, ale to bardzo niskie noty. Sam reżyser przyznał się po latach, że przyjął ten projekt tylko dla pieniędzy. Niestety odbiło się to na Chatwinie. Rola Goku sprawiła, że samolot z napisem "głośna międzynarodowa kariera" odleciał i zniknął z radarów. Oczywiście aktora ciągle możemy oglądać na ekranie, ale najczęściej są to niskobudżetowe tytuły lub seriale telewizyjne, w których wypada co najwyżej poprawnie.
Roberto Benigni - "Pinokio"
Roberto Benigni wyreżyserował słynny film "Życie jest piękne", który zdobył nawet trzy Oscary. Pierwszy za muzykę, drugi za najlepszy film nieanglojęzyczny, a trzeci dla najlepszego aktora pierwszoplanowego. Przypomnijmy, że w główną rolę wcielił się on sam. I to był klucz do wielkich złotych bram Hollywood, ale niestety wystarczyła tylko jedna rola, by tych bram ostatecznie nie otworzyć. Chodzi o film "Pinokio" z 2002 roku. Benigni ponownie zasiadł za kamerą, ale postanowił także zagrać pierwsze skrzypce i wcielić się w drewnianego chłopca. Szybko się okazało, że to nie był najlepszy pomysł i zamiast Oscara, słynny Włoch dostał za ten projekt Złotą Malinę, która nieźle namieszała w jego karierze. I chociaż pracował później jeszcze przy kilku innych tytułach, to odbijały się one bez większego echa i nie przebijały już tak bardzo.